Dziś będzie pan wśród tych kibiców, którzy będą na Tomasz Frankowskiego gwizdać, czy klaskać?

Jan Nowicki: Niestety nie będzie mnie na stadionie, bo obecnie jestem w Warszawie. Gdybym jednak był, to nie tyle, że bym oklaskiwał Frankowskiego, ale wręcz śpiewał „sto lat” i hymny dziękczynne. Głosy, które czytam w prasie i w internecie, że Franek ma zostać wygwizdany i że ma się obawiać wizyty w klubie, którego jest żywą legendą i ikoną, uważam za kompletny absurd. Powiem jednak panu szczerze, że wierzę, iż kibice przyjmą go wielkimi brawami. Tomek dla zdecydowanej większości pozostaje bowiem bohaterem.

Reklama

Sam piłkarz jednak tłumaczył się na forach internetowych. Toż to upokarzające, że w ogóle mamy do czynienia z taką sprawą.

To jakiś kompletny absurd. Powiem szczerze, że nawet niespecjalnie chce mi się to komentować. To tylko pokazuje, jaka panuje zapyziałość i zaściankowość. Wiem, że agresja i brzydota są obecnie w modzie, ale jakieś granice przecież muszą być. Tomek Frankowski najlepsze lata swojej piłkarskiej kariery poświęcił Wiśle. Strzelił dla naszego klubu 115 bramek. To jest wspaniały i skromny człowiek. Miał niezaprzeczalne prawo odejść z Wisły i nie powinny nikogo interesować motywy. Czy chodziło o lepszy zarobek, czy zmianę klimatu, czy cokolwiek innego. Dlatego właśnie w ogóle rozmawianie o tej sprawie jest tak irracjonalne. Pomijam już takie kwestie jak tradycyjna polska gościnność czy krakowska kultura. Jeżeli faktycznie zostanie wygwizdany przez większość publiczności, będzie to niestety świadectwem, że świat schamiał i nie warto się w ogóle nim zajmować.

Reklama

>>>"Franek, łowca bramek" wraca do Krakowa

Kibice zarzucają mu, że nie wytłumaczył się ze swojego odejścia, chociaż wcześniej deklarował chęć pozostania w Wiśle.

Komu on się miał tłumaczyć? Kibicom? Świat naprawdę zwariował. Każdy człowiek jest panem swojego losu. Jeżeli ja zmieniłbym teatr krakowski na warszawski, też musiałbym tłumaczyć się widowni, dlaczego tak zrobiłem? Zrobiłbym tak, bo tak by mi się chciało. Idę tam, gdzie mi się podoba.

Reklama

Inni, jak Mirosław Szymkowiak, Kamil Kosowski czy Maciej Żurawski, też z Wisły odchodzili i nikt nie ma dziś ich za Judaszów. Dlaczego akurat Frankowski?

Być może chodzi o to, że ta miłość do Franka była zdecydowanie największa. A tak to jest z tą największą miłością, że bywa obrażalska. Kochaliśmy go całym sercem, dlatego niektórym było trudno się pogodzić z tą stratą. Ja zresztą kocham go cały czas.

I nie przeszkadza panu, że dziś strzela bramki dla Jagiellonii?

Wręcz przeciwnie. Bardzo mi się to podoba. Mógł zostać na Zachodzie, ze względu na nazwisko i dokonania na pewno znalazłby jeszcze jakiegoś pracodawcę, który płaciłby mu lepsze pieniądze niż tu, w Polsce. On jednak wybrał miasto, z którego pochodzi, klub, który go wychował. Wielki szacunek. Cieszy mnie każda jego bramka, jego fantastyczna współpraca z Kamilem Grosickim. A teraz Frania trzeba pokonać w sportowej walce, udowodnić, że jest się od niego lepszym na murawie, a nie na trybunach, wyzywając go i wygwizdując.

Widzi pan kogokolwiek w obecnej ekipie Wisły, kto byłby w stanie zastąpić Frankowskiego?

Szczerze mówiąc, nie. To szalenie trudne zadanie, ponieważ by zastąpić Franka, nie wystarczy być tylko dobrym piłkarzem i seryjnie zdobywać bramki. Franio miał taki dyskretny wdzięk i wspaniałą osobowość. Dziecięca w sumie twarz, niewielka postura, inteligentny i świetnie ułożony, a przy tym fenomenalny napastnik. Wprost idealnie nadawał się na idola. Na to, by go zapamiętać na dłużej. On miał w sobie to coś.