Wprawdzie w pierwszym ćwierćfinałowym meczu Chelsea wygrała na wyjeździe z Liverpoolem aż 3:1, ale niewiele brakowało, aby w rewanżu role się odwróciły. Podopieczni Beniteza już po pół godzinie prowadzili 2:0. Podobno w przerwie Hiddink zastosował znaną metodę Fergusona - suszarkę. "Byłem zły, ponieważ nie graliśmy tego, co zakładałem" - powiedział holenderski szkoleniowiec. "Straciliśmy nerwy w pierwszej połowie. Może dlatego, że w głowie wciąż mieliśmy sobotni mecz, w którym straciliśmy trzy gole" - dodał Didier Drogba.

Reklama

Po godzinie gry było już 2:2, na kwadrans przed końcem 3:2. Ale Liverpool - jak to Liverpool - walczył do końca. W ciągu dwóch minut zdobył dwie bramki. Można było się spodziewać, że ruszy dalej do przodu i jakimś cudem awansuje. Ale Chelsea Hiddinka jest o wiele bardziej cyniczna niż Chelsea Avrama Granta. Tuż przed końcem wyrównał Frank Lampard. "Wiedziałem, że ta drużyna odpowiednio zareaguje" - powiedział Hiddink. "To był niesamowity mecz. Najpierw byliśmy na dnie, potem na szczycie, potem znów na dnie, aby skończyć na szczycie. Tętno skoczyło mi do 180 na minutę!"

A Benitez? Horrorów przeżył mnóstwo, więc jego serce raczej się do tego przyzwyczaiło. Po meczu pewnie i był na swój sposób załamany, ale starał się to ukryć. "Trzeba być dumnym z tego, że zostaje się wyeliminowany w taki sposób" - próbował się pocieszać. "Skoro strzeliliśmy cztery gole na Stamford Bridge, to jesteśmy w stanie strzelić ich co najmniej tyle samo na każdym stadionie świata".

Hiddink nie mógł się nachwalić swoich piłkarzy. Uwagi miał w zasadzie tylko do bramkarza Petra Czecha. Ale za to poważne. Żaden szanujący się trener na tym poziomie i w takich okolicznościach nie powie wprost, że ktoś z jego drużyny zagrał beznadziejnie. Jednak jeśli przetłumaczyć język dyplomacji Hiddinka, to można powiedzieć, że Holender z pewnością miał na myśli „beznadziejną” grę Czecha. "Petr ma pewne problemy. Jest bardzo inteligentny, więc nie był zachwycony ze swojego ostatniego występu w meczu z Boltenem, w którym puścił trzy bramki" - powiedział Hiddink. Dodał, że to bardzo dobry bramkarz, ale nie chciał potwierdzić, że Czech zagra w sobotę w Pucharze Anglii z Arsenalem.

Reklama

Teraz Hiddinka czekają o wiele większe zmartwienia niż słaba forma bramkarza: jak ograć faworyta bukmacherów, drużynę, która strzeliła już 87 goli w samej tylko lidze hiszpańskiej i ma w tej chwili najlepszy atak na świecie. "Nasze szanse oceniam pół na pół. Wyeliminowaliśmy Liverpool i to dodało nam pewności siebie" - powiedział Michael Ballack.

Oczywiście w podobnym tonie wypowiadają się Katalończycy, ale co mają mówić? Że są jeszcze bardziej pewni siebie niż Chelsea, bo ogrywają wszystkich jak chcą i kiedy chcą? "Każda drużyna może wygrać" - mówi Andres Iniesta. "Chelsea ma świetnych ofensywnych piłkarzy, dlatego jest bardzo groźna" - dodał Leo Messi. Przy okazji obydwaj puszczają oko w stronę dziennikarzy.

O sile Barcelony przekonał się Bayern Monachium. W pierwszym meczu na Camp Nou Bawarczycy przegrali 0:4. Przegraliby wyżej, gdyby Barcelonie chciało się grać w drugiej połowie. W rewanżu trener Bayernu Juergen Klinsmann - jak sam mówił - „marzył o sprawieniu sensacji i szybko zdobytej bramce”. Ale - jak to w życiu bywa - piłka nie chciała wpaść do siatki w pierwszej połowie. Skończyło się na remisie.