Legia przez 90 minut czwartkowego mecz z FK Homel waliła głową w mur. Białorusini umiejętnie się bronili, choć prawdę mówiąc, niemrawe ataki piłkarzy Jana Urbana nie rozbiłyby wczoraj nawet najsłabszej defensywy. Obrazu gry nie zmieniło nawet wejście Rogera, który dostosował się poziomem gry do swoich kolegów.

Reklama

Najgorsze jest jednak to, ze sami piłkarze są z siebie zadowoleni. "Fakt - nie strzeliliśmy bramki. To psuje wizerunek całego spotkania. Mogłoby się wydawać, że słabo zagraliśmy, ale tak nie było. Przez cały mecz kontrolowaliśmy grę i stworzyliśmy parę sytuacji" - uważa Wojciech Szala.

"Przeciwnik był za to nastawiony na grę z kontry. Gdyby mieli sytuacje mogliby nas pokarać, ale sobie takich nie stworzyli" - dodaje Kapitan "Wojskowych", zapominając jednak, że to jego w 59. minucie ograł niejaki Dragun, który mógł i powinien wyprowadzić gości na prowadzenie. Na szczęście ta sztuka mu się nie udała i awans do dalszej fazy jest cały czas sprawą otwartą.