Manchester City - Lech Poznań 3:1 (2:0)

Bramki: dla Manchesteru City - Emmanuel Adebayor trzy (13, 25-głową, 73); dla Lecha - Joel Tshibamba (50).

Reklama

Żółta kartka: Bartosz Bosacki (Lech).

Manchester City: Joe Hart - Micah Richards, Joleon Lescott, Pablo Zabaleta (85. Wayne Bridge), Dedryck Boyata - Patrick Vieira, Shaun Wright-Phillips (77. Jo), David Silva (74. Yaya Toure), Nigel De Jong, Adam Johnson - Emmanuel Adebayor

Lech: Jasmin Buric - Marcin Kikut, Manuel Arboleda (69. Ivan Djurdjevic), Bartosz Bosacki, Luis Henriquez - Sławomir Peszko, Kamil Drygas (55. Semir Stilic), Sergiej Kriwiec, Dimitrije Injac, Jakub Wilk (55. Artjoms Rudnevs) - Joel Tshibamba.

Reklama

Sędziował: Alexandru Dan Tudor (Rumunia). Widzów: ok. 35 000.

Lech zanotował pierwszą porażkę w Lidze Europejskiej, ale nie stracił szans na awans do kolejnej rundy. Poznaniacy po trzech kolejkach zajmują drugie miejsce w tabeli, wyprzedzając o jeden punkt Juventus Turyn, który zanotował w czwartek trzeci remis. Poznaniacy w Manchesterze wstydu nie przynieśli, momentami prezentowali się poprawnie, lecz różnica w umiejętnościach była wyraźna.

Krótko przed meczem trener Kolejorza Jacek Zieliński podjął kilka zaskakujących decyzji kadrowych. W wyjściowej jedenastce zabrakło Semira Stilica i najlepszego strzelca poznańskiej drużyny Artjomsa Rudnevsa. Łotysza zastąpił Joel Tshibamba, w podstawowym składzie znalazł się również Jakub Wilk, który pierwotnie miał w ogóle nie znaleźć się w 18-osobowej kadrze. W ostatniej chwili zastąpił chorego Jacka Kiełba.

Reklama

Szkoleniowiec "The Citizens" Roberto Mancicni też dokonał wielu zmian, ale bardziej spodziewanych. Na ławce rezerwowych znaleźli się m.in. Argentyńczyk Carlos Tevez, reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej Yaya Toure, James Milner, Wayne Bridge, Belg Vincent Kompany i Brazylijczyk Jo.

Spotkanie mogło wręcz idealnie ułożyć się po myśli mistrzów Polski. Aktywny od samego początku Sławomir Peszko już w 3 min. odebrał piłkę Nigelowi De Jongowi i uderzył bez zastanowienia, ale niecelnie. Lechitów z pewnością uskrzydlił niezwykle głośny doping swoich kibiców. Z Wielkopolski do Anglii przybyło ich ponad dwa tysiące, a do tego poznańskich piłkarzy wspierała kilkutysięczna grupa Polaków mieszkających na stałe w Wielkiej Brytanii.

Narastający pressing gospodarzy przynosił efekty - poznaniacy nie mogli nie tylko wyprowadzić akcji, ale też dłużej utrzymać się przy piłce. W 13 min. po raz pierwszy próbkę swoich umiejętności pokazał Emmanuel Adebayor. Po podaniu Patricka Vieiry, łatwo zwiódł Bartosza Bosackiego i płaskim strzałem pokonał Jasmina Burica.



Stracony gol nie zdeprymował zawodników Lecha, którzy głównie strzałami z dystansu próbowali zaskoczyć Joe Harta. Odważniejsze ataki Kolejorza sprawiały, że więcej swobody mieli gracze Manchesteru. A spuszczenie z oka Adebayora okazało się niezwykle kosztowane. Były już reprezentant Togo w 25 min. wykorzystał dośrodkowanie Davida Silvy i głową po raz drugi pokonał Burica.

Manchester zdawał się kontrolować spotkanie. Lech, poza kilkoma rzutami rożnymi, za bardzo nie miał pomysłu na sforsowanie obrony rywali. Krótko po przerwie obraz gry jednak uległ zmianie. Szarżujący w polu karnym Peszko padł na murawę, ale rumuński arbiter daleki był od podyktowania "11". Całej sytuacji biernie przyglądali się obrońcy Manchesteru i po nieco przypadkowym zagraniu Marcina Kikuta, Tshibamba zdobył kontaktowego gola. To była jego pierwsza bramka dla Lecha w oficjalnym meczu.

Trener Zieliński w tym momencie postawił wszystko na jedną kartę, desygnując do gry ofensywnych graczy Rudnevsa i Stilicia. Lech walczył o wyrównującego gola i przy odrobinie szczęścia Thsibamba mógł ponownie wpisać się na listę strzelców. Po strzale Dimitrije Injaca piłka trafiła pod nogi napastnika Kolejorza, lecz ten uderzył wysoko nad bramką.

Ataki gospodarzy były jednak groźniejsze, a niemal każde dojście do piłki Adebayora w polu karnym "pachniało" golem. W 73 min. Snajper "The Citizens" wykorzystał znów świetne podanie Silvy i zaliczył hat-tricka. W końcówce okazji na zmianę rezultatu nie brakowało z jednej, jak i z drugiej strony. Marcin Kikut mógł zmniejszyć rozmiary porażki, ale bliższy zdobycia gola dla miejscowych był Johnson, po którego strzale piłka odbiła się od poprzeczki.