"Ktokolwiek na nas trafi, ma problem" - mówi pewnie stoper Wisły Kew Jaliens. Historia występów polskich drużyn w pucharach pokazuje, niestety, tendencję odwrotną. Dlatego we wróżeniu szans na sukcesy polskich drużyn w kolejnej edycji europejskich pucharów musimy być bardzo ostrożni.

Reklama

W poniedziałek po godzinie 12 rywali pozna mistrz Polski, a później Śląsk Wrocław i Jagiellonia Białystok. Statystycznie rzecz ujmując jeden z klubów reprezentujących Polskę... powinien odpaść. W komfortowej sytuacji jest tylko Legia Warszawa, która udział w rozgrywkach zaczyna dopiero od III rundy kwalifikacji Ligi Europejskiej i rywala pozna dopiero 15 lipca.

W drużynie mistrza Polski nie ma koncertu życzeń. W II rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów Gordan Bunoza chciałby trafić na zespół z Macedonii, Ivica Iliew uniknąć gry z Neftczi Baku z Azerbejdżanu. Coraz liczniejsza grupa piłkarzy z Bałkanów doskonale wie, jakie numery telefonu wykręcić w razie wylosowania Boraca Banja Luki. Jesienią zawodnicy Cracovii Vule Trivunović i Bojan Puzigaća byli ważnymi punktami mistrza Bośni i Hercegowiny.

"Kierunki do uniknięcia? Nie ma takich" - przyznaje trener Robert Maaskant, ale pozostaje ostrożny. "Muszę przyznać, że większości tych drużyn nie miałem okazji obserwować. Ale są też takie, które widziałem: Pjunik Erywań, Skonto, Videoton i są to niezłe zespoły".

>>>Czytaj także: Legioniści wrócili z urlopów