Ponad czterogodzinny lot do kazachskiego Pawłodaru był spokojny, bez żadnych przygód. "Mam nadzieję, że na boisku też obejdzie się bez turbulencji. Trzeba postawić pieczątkę na awansie i wracać. W końcu można rozprostować kości, bo siedzenie w dość ciasnym, samolotowym fotelu nie jest specjalnym relaksem" - mówił bramkarz Jagiellonii Grzegorz Sandomierski tuż po tym, jak białostocka ekipa dotarła do hotelu "Eptic" w Pawłodarze.

Reklama

W czwartek o godzinie 19 (15 naszego czasu) piłkarze trenera Michała Probierza rozpoczną rewanżowe spotkanie z Irtyszem. Przed tygodniem w Białymstoku gospodarze mający ogromną przewagę tylko raz trafili do siatki (bramka Tomasza Frankowskiego) i będą bronić najmniejszej z możliwych zaliczek.

"Irtysz nie oddał u nas żadnego strzału na bramkę i dobrze byłoby, gdyby teraz też tak się stało. U siebie gospodarze będą dużo odważniejsi, dlatego ja i obrońcy nie możemy ani na moment "przysnąć". Strata gola mogłaby mocno skomplikować nam sytuację. Ale nie ma czego się bać. Przecież jesteśmy lepszą drużyną" - podkreśla Sandomierski.

Przed wyjazdem na rewanż białostoccy piłkarze mieli ubaw. W szatni jagiellończyków została tablica z nagryzmolonymi notatkami trenera Irtyszu Tałgata Bajsufinowa. Czarnym flamastrem obok nazwiska obrońcy Jagi - Andriusa Skerli szkoleniowiec gości dopisał po rosyjsku "słaby".

Reklama

>>>Czytaj także: W Pawłodarze, jak w filmie "Borat"