"Absolutnie zaprzeczam, bym na pokładzie samolotu niezbyt dobrze się zachowywał. Wtedy by mnie wyproszono w inny sposób, zostałbym zatrzymany. Ja nikomu złego słowa nie powiedziałem, widocznie ktoś uznał, że nie powinienem być na pokładzie. Dlatego grzecznie wyszedłem" - zapewniał w rozmowie z TVN24 Zdzisław Kręcina.

Reklama

Tłumaczył, że w saloniku VIP na wrocławskim lotnisku był razem z Markiem Drabczykiem z warszawskiej Legii. Rozmawiali o zbliżającym się meczu Polska-Meksyk. Przyznał, że wypił "kilka drinków". "Mój organizm reaguje na alkohol w taki sposób, że zasypiam. Wtedy zaczynam chrapać. Być może robiłem to za głośno i zacząłem przeszkadzać ludziom. Przy tej okazji chciałbym bardzo przeprosić swoich współpasażerów, jest mi wstyd. Przepraszam też osoby ze środowiska piłkarskiego, które mi zaufały. Gwarantuję, że to się już nie powtórzy" - zapewniał w rozmowie z TVN24.

>>> Kręcina wyproszony. "Myślałem, że mnie aresztowano..."

Według relacji świadków, cytowanych przez tvn24.pl, Kręcina miał też źle mówić o swych współpracownikach z PZPN, w tym o Grzegorzu Lacie, którego miał nazwać "burakiem". Sekretarz generalny PZPN jednak zaprzecza. "Nigdy nie wypowiedziałem się źle o swoich przełożonych i współpracownikach, nie jestem samobójcą" - stwierdził.

Kręcina wyjaśniał też sprawę swego powrotu z Wrocławia, z meczu Polska-Gruzja. Ostatecznie bowiem opuścił pokład samolotu do Warszawy. Jak mówił, zdecydował się na wzięcie taksówki, za którą zapłacił z własnej kieszeni. A rachunek miał wynieść - bagatela - 2200 zł.

"Dzień po meczu jest dniem prywatnym, to jest normalnie w przypadku tej pracy. Jednak zawsze mogę zwrócić pieniądze za bilet. Ostatecznie zdecydowałem się na wzięcie taksówki" - stwierdził. Pobyt Kręciny na meczu finansowało PZPN.