Jedna z hipotez, do której dotarł DZIENNIK, mówi, że Wawrzyniak chciał się odchudzić i brał leki, które przyspieszają spalanie tkanki tłuszczowej. Zapomniał jednak poinformować o tym klub i wypełnić specjalną ankietę, w której zaznaczyłby, że zażywa taki środek. Tego typu leki jednakże często działają na centralny układ nerwowy, przyspieszają metabolizm - mogą mieć więc efekt dopingujący.

Reklama

>>>Kadrowicz Beenhakkera złapany na dopingu

"Gdyby był to po prostu lek odchudzający, na pewno nie zawierałby żadnych substancji, które znajdują się na liście zakazanych środków" - mówi przewodniczący polskiej komisji antydopingowej prof. Jerzy Smorawiński. "Na pewno będzie się tak tłumaczył, że chodziło mu tylko o odchudzanie, ale takie silne leki często bazują na hormonach albo anabolicznych sterydach. Spalając tłuszcz, od razu ułatwiają przemianę go w tkankę mięśniową. Póki nie zostanie zbadana próbka B, możemy bazować tylko na domysłach. Już słyszałem o raczej absurdalnie brzmiących plotkach, że Wawrzyniak brał erytropoetynę, czyli słynne EPO. Byłby to pierwszy przypadek w historii futbolu. EPO poprawia wytrzymałość i biorą ją raczej kolarze czy biegacze długodystansowi".

Wawrzyniak poprosił o zbadanie próbki B. Zazwyczaj druga próbka potwierdza wyniki pierwszej, ale oczywiście nie można zawodnikowi odebrać tego prawa. Teoretycznie dopiero właśnie wtedy informacja powinna stać się publiczna. Tymczasem Panathinaikos już w niedzielę wieczorem podał tę informację na swojej stronie internetowej.

Reklama

"Do PZPN nie wpłynęła żadna oficjalna informacja. Ani od klubu, ani ze światowej organizacji antydopingowej, nawet z greckiej. Próbuję właśnie ustalić, kto w ogóle Kubę przebadał i jakie podjął kroki oraz jak się powinien zachować związek" - mówiła rzeczniczka reprezentacji Marta Alf.

"Wiemy, o kogo chodzi i co się stało, ale to nie nasza sprawa. Nie mamy pojęcia co teraz. Proszę się kontaktować z organizatorem rozgrywek ligowych. To oni powinni się tym zająć" - powiedziano nam w greckim związku piłki nożnej.

DZIENNIK ustalił, że Wawrzyniak przebadany został przez grecką agencję antydopingową. Jeszcze w tym tygodniu znane będą wyniki badań drugiej próbki. Następnie zostaną one oficjalnie przekazane władzom Superligi, czyli organizatorowi ligowych rozgrywek w Grecji. "W takich przypadkach wszyscy nabierają wody w usta. To delikatna materia. Agencja antydopingowa to niezależna instytucja. Robią podobne testy po każdym meczu ligowym, po każdych ważniejszych zawodach sportowych. Oni nie dzielą się żadnymi szczegółami przed zakończeniem badań. Dopiero jak będą pewni co do ich wyniku, przekażą je nam. Wtedy zajmie się nimi komisja dyscyplinarna" - powiedział DZIENNIKOWI rzecznik prasowy Superligi.

Jakie konsekwencje grożą reprezentantowi Polski, jeżeli potwierdzi się, że w jego organizmie znalazły się zakazane środki? "Najbardziej prawdopodobna jest dwuletnia dyskwalifikacja" - mówi Smorawiński. "Taka kara jest zazwyczaj orzekana przy stosowaniu anabolików albo hormonów. Nie ma znaczenia, czy Wawrzyniak zrobił to świadomie, czy nie. To zawodnik bierze całkowitą odpowiedzialność za to, co znajduje się w jego organizmie. Wszyscy tłumaczą się, że coś tam wzięli nieświadomie, że ktoś im coś podał. Nie ma to żadnego znaczenia i nie jest w żadnym wypadku łagodzącą okolicznością".