"Oceniamy sytuację wraz z prawnikami, ale jeszcze nie podjęliśmy żadnej decyzji" - poinformował prezes Roger Vanden Stock. Jak wyjaśnił dalsza kariera polskiego obrońcy stoi pod znakiem zapytania. Co prawda lekarze są optymistami, ale nie wiadomo jak będzie przebiegać rehabilitacja. "Z tego powodu, wspólnie z zawodnikiem, rozważamy kroki prawne. Nie będą jednak skierowane wobec Standardu, ale sprawcy zdarzenia. Sprawdzamy z prawnikami co możemy zrobić - prawa Wasilewskiego muszą być chronione" - podkreślił prezes Anderlechtu. REKLAMA Szef klubu, który wypowiedział się dla prasy po raz pierwszy od feralnego spotkania z 30 sierpnia, wyjaśnił, że po raz pierwszy w życiu wyszedł z meczu przed końcowym gwizdkiem. "Pamiętam ten dzień doskonale - w przerwie pojawiłem się w szatni, choć zwykle tego nie robię. Widziałem Wasyla i było to przerażające. Byłem wstrząśnięty, ale i wściekły. Nie planuję jednak żadnej zemsty na klubie z Liege. Musimy patrzeć w przyszłość. Po meczu zastanawiałem się nawet nad moją przyszłością - rozważałem odejście od piłki nożnej. Ten sport w Belgii jest chory, trwa w nim wojna, która szkodzi dyscyplinie. Dlatego nie chcę w żaden sposób szkodzić drużynie Standardu. Będę jednak pamiętał o ofiarach tego spotkania" - powiedział prezes. W meczu ze Standardem ucierpiał bowiem nie tylko Wasilewski. W wyniku faulu zerwania więzadeł w kolanie doznał Jan Polak, który będzie pauzował przez pół roku.

Reklama