"Uważam, że Lech dysponuje największym potencjałem w ekstraklasie. To drużyna, która ma w swoim składzie wielu klasowych zawodników i prezentuje wyjątkowo ofensywny styl gry, o czym świadczy fakt, że w dotychczasowych meczach żaden zespół nie zdobył od nich więcej bramek. Na pewno jest to dla nas wyjątkowe, najtrudniejsze w tym sezonie wyzwanie" - dodał Kafarski.

Reklama

Gdański szkoleniowiec największe zagrożenie widzi nie tylko w osobie lidera klasyfikacji strzelców T-Mobile Ekstraklasy Artjomie Rudniewsie. "O obliczu i sile Lecha decydują też Stilić i Murawski. Zamierzamy skoncentrować się głównie na blokowaniu podań otwierających im drogę do naszej bramki" - przyznał Kafarski, którego posada była wcześniej zagrożona.

Lechii nie wiodło się specjalnie w ostatnich meczach - gdańszczanie nie wygrali trzech ligowych spotkań, a do tego odpadli w 1/16 finału Pucharu Polski z III-ligową Limanovią Limanowa. Kiepską passę biało-zieloni przerwali dopiero w Lubinie, gdzie pokonali 1:0 Zagłębie. A debiutancki gol w T-Mobile Ekstraklasie Marcina Pietrowskiego był pierwszym ligowym trafieniem drużyny od 323 minut.

"Do meczu z Lechem przystąpimy z respektem dla renomowanego rywala, ale bez kompleksów. Jesteśmy podbudowani nie tylko zwycięstwem nad Zagłębiem, ale także lepszą niż ostatnio prezentowaną przez nas dyspozycją. Triumf w Lubinie pozwoli nam zagrać z większą swobodą i polotem, ale nie możemy też zapominać o konsekwencji w swoich poczynaniach. Mam nadzieję, że sobotni mecz będzie dla nas prawdziwym przełamaniem" - stwierdził Tomasz Kafarski.

Reklama

Po powrocie Lechii do T-Mobile Ekstraklasy oba zespoły rozegrały ze sobą sześć spotkań. Cztery z nich zakończyły się zwycięstwem poznańskiej drużyny, raz był remis, a jeden mecz, notabene ostatni, wygrali gdańszczanie 2:1. Dwie bramki zdobył w tym spotkaniu Abdou Traore.

"Cieszy mnie jego powrót do zespołu. Po kontuzji Traore zagrał w Lubinie, a każdy wie, jaki jest wpływ tego zawodnika na nasz zespół" - podsumował.

W konfrontacji z Lechem gdański szkoleniowiec nadal nie będzie mógł wystawić najsilniejszego składu. Co prawda po kontuzji stawu skokowego treningi wznowił obrońca Krzysztof Bąk, ale urazy wciąż leczą Ivans Lukjanovs, Mateusz Machaj, Aliaksandr Sazankow, Jakub Popielarz oraz Marko Bajić.

Reklama

Łotysz ma przeciążoną kość strzałkową i jego przerwa w zajęciach będzie trwała trzy tygodnie, natomiast w przypadku Machaja, który naderwał mięśnie proste brzucha ta pauza powinna być o tydzień krótsza. Po dwóch tygodniach, z powodu naciągnięcia więzadeł pobocznych piszczelowych, do treningów ma wrócić Popielarz. Z kolei Sazankow jest permanentnie niedysponowany i nie wiadomo, kiedy w ogóle będzie zdolny do gry, natomiast Bajić, który przeszedł operację więzadeł krzyżowych, pojawi się na boisku dopiero w listopadzie.

W Lechii spodziewają się, że frekwencja podczas sobotniego meczu z Lechem może być niewiele mniejsza od tej, którą zanotowano na spotkaniu T-Mobile Ekstraklasy z Cracovią. Inauguracyjny mecz na PGE Arenie Gdańsk obejrzało 14 sierpnia 34444 widzów.

Liczba kibiców na spotkaniach gdańskiego zespołu stopniowo malała. Kolejny mecz z ŁKS Łódź obejrzało 22706 osób, a później te wskaźniki wyniosły 18566 (Górnik Zabrze) oraz 17131 (GKS Bełchatów). Tymczasem w piątek około południa pula sprzedanych wejściówek zbliżyła się do 20 tysięcy.

"W tym gronie jest także ponad dwa tysiące biletów dla sympatyków gości. Spodziewamy się, że frekwencja może zbliżyć się do 30 tysięcy. Na bazie doświadczeń z poprzednich spotkań powiem, że im bliżej meczu tym sprzedaż wzrasta, a kumulacja nastąpi w sobotę" - wyjaśnił rzecznik prasowy gdańskiego klubu Michał Lewandowski.