ŁKS, który w przeszłości dwukrotnie sięgał po tytuł mistrza Polski, do najwyżej klasy rozgrywkowej wrócił po siedmiu latach gry w niższych ligach. Przed startem sezonu w klubie z Łodzi przyznawali, że do ekstraklasy wracają bez strachu i z nadzieją pozostania w niej na dłużej. Na półmetku sezonu zasadniczego nie jest to jednak wcale pewne, ponieważ drużyna Moskala zajmuje przedostatnie, 15. miejsce w tabeli.
W 15 rozegranych spotkaniach beniaminek zdobył zaledwie 11 punktów, tyle samo co zamykająca tabelę Wisła Kraków. Punkt więcej ma Korona Kielce, a dwa - zajmująca pierwszą bezpieczną pozycję Arka Gdynia. Często chwaleni za swoją widowiskową i ofensywną grę łodzianie wygrali tylko trzy mecze (z Cracovią 2:1, Koroną 4:1 i Rakowem Częstochowa 2:0), dwa zremisowali i ponieśli 10 porażek.
W łódzkim klubie przyznają, że taki dorobek nie może nikogo satysfakcjonować.
"To była słaba runda w naszym wykonaniu, szczególnie patrząc na ilość zdobytych punktów. Uważam, że było nas stać na więcej" – ocenił pierwszą część sezonu trener Moskal, który zachował posadę mimo serii ośmiu przegranych z rzędu.
52-letni szkoleniowiec nie ukrywał, że liczył na zakończenie rundy w lepszych nastrojach, ale w ostatnim meczu jego podopieczni przegrali przed własną publicznością ze Śląskiem Wrocław 0:1. O porażce przesądził samobójczy gol 20-letniego kapitana ŁKS Jana Sobocińskiego. "Naprawdę mocno liczyłem, że w tym spotkaniu uda nam się ten dorobek punktowy podreperować, ale z taką grą na to nie zasłużyliśmy" – podsumował opiekun łodzian.
Dużym problemem ŁKS jest gra w defensywie, o czym świadczy 26 straconych goli i tylko dwa spotkania, w których zachowali czyste konto. To pod tym względem najgorszy, obok Wisły, zespół w lidze. Trener Moskal często jednak podkreślał, że jego piłkarze, spośród których wielu występowało jeszcze w 3. lidze (czwarty poziom rozgrywkowy w kraju) muszą nauczyć się gry w ekstraklasie. Wydaje się też, że ich słabym punktem jest sfera mentalna. Łodzianie wygrywali bowiem tylko spotkania, w których pierwsi zdobyli bramkę. Ani razu nie udało im się odwrócić losów pojedynków, w których to rywale obejmowali prowadzenie.
Zdaniem pomocnika Piotra Pyrdoła, który był jednym z objawień tej rundy, nie można stwierdzić już, że ekstraklasa negatywnie zweryfikowała ekipę ŁKS.
"Gra w ekstraklasie i 1. lidze to dwa inne światy. Dla nas ta runda była wprowadzeniem do występów w elicie. Wiemy już, jak to wygląda. Jest spory niedosyt, bo w wielu meczach nasza gra nie była zła, ale nie zdobywaliśmy w nich punktów. A to w piłce liczy się najbardziej i nikt już nie pamięta, kto jak grał, lecz kto zwyciężył. Wierzę jednak w nasze utrzymanie i w to, że druga rudna będzie lepsza" – tłumaczył 20-letni wychowanek klubu z al. Unii, który otrzymał powołanie na listopadowe mecze reprezentacji kraju do lat 21.
Trener Moskal spodziewa się, że druga runda dla jego zespołu nie będzie wcale łatwiejsza, ale – jak zapewnił – beniaminek nie zamierza się poddawać i liczy na punkty w pięciu meczach, które zostaną rozegrane jeszcze w tym roku.
"To jest piłka i walczymy dalej. Teraz mamy przerwę i będzie to dla nas ciężki okres, bo po takiej porażce ze Śląskiem morale poszło w dół. Musimy jednak zrobić wszystko, żeby na Lechię pojechać znów pełni optymizmu" – zaznaczył szkoleniowiec.
Z drużyną z Gdańska, z którą ŁKS bezbramkowo zremisował na inaugurację rozgrywek, łodzianie zmierzą się ponownie na wyjeździe 23 listopada. Oprócz Lechii w tym roku zagrają jeszcze w lidze z Cracovią, Lechem Poznań, Piastem Gliwice i Wisłą Kraków oraz pierwszoligowym GKS Tychy w 1/8 finału Pucharu Polski.