Skurcze już tak często go nie łapią, ale wcześniej były jego zmorą. "To było tak, jakby się włożyło nogę w imadło. Straszna chwila. Najgorsze, że skurcz potrafił u mnie trwać czasem nawet trzy minuty. Teraz idę drogą, którą opracował dla mnie profesor Jerzy Żołądź. Na razie nie jest cudownie, ale nie jest też bardzo źle. Czasem coś mnie zakłuje. Na chwilę, na kilka sekund" - opowiadał "Dziennikowi Zachodniemu".

Mariusz Wlazły chciałby wrócić do kadry, ale nie wie, czy to jest jeszcze możliwe. "Ja nie dążę do żadnych podziałów. Skoro oni dążą, to jest ich problem. Mnie interesuje tylko jak najlepsza gra i jak najlepszy wynik, a nie to, czy się będę denerwował tym, co mówi kapitan reprezentacji" - wyjaśnił "Szampon".