MARTA MIKIEL: Gretha Smit proponowała pani 50 tysięcy euro za wycofanie się ze startu na igrzyskach w Turynie. To poważne oskarżenie pod adresem holenderskiej rywalki.
KATARZYNA BACHLEDA-CURUŚ: To nie ja występuję z oskarżeniem, a takie sformułowanie pojawiło się w internecie. Ja tylko potwierdziłam prawdziwość zdarzenia, o które pytali dziennikarze z holenderskiej telewizji. Zresztą nawet nie wiem, jak ta sprawa została tam przedstawiona.
Co wydarzyło się w Turynie?
Dostałam propozycję sprzedania mojego miejsca w biegu na 5000 metrów. Przyszła do mnie z tym trenerka Smit, Ingrid Paul. To odbyło się na obiekcie sportowym. Zaproponowała poważne pieniądze. Nie zgodziłam się.
Wtedy nie przyszło pani do głowy, żeby to nagłośnić?
Nie mieściło mi się w głowie, że ktoś może się do czegoś takiego posunąć. Może dlatego tak to zostawiłam. Poza tym miałam jeszcze inne starty, wolałam się na nich skoncentrować.
Jak dowiedzieli się dziennikarze?
Informacja przez jakiś czas krążyła po środowisku, wiedziało o tym sporo osób. Ja nie udzielałam na ten temat żadnych wywiadów. Holendrzy próbowali wyciągnąć ode mnie informacje, ale ja to odwlekałam. Mówiłam, że nie mam dowodów, żeby oskarżać. Dopiero, kiedy latem w Spale reporterzy pokazali mi efekty swojego śledztwa, musiałam potwierdzić.
Mieli już wszystko udokumentowane - kwoty, nazwiska. Wyciągnęli to teraz w kontekście zbliżających się igrzysk. Chcieli pokazać, jak zachowują się ich zawodnicy, trenerzy. Łyżwiarstwo to w Holandii sport narodowy, zaraz po piłce nożnej.
Dlaczego tę propozycję skierowano właśnie do pani?
Byłam jedną z nielicznych łyżwiarek, która nie miała na swoje miejsce rezerwowej z reprezentacji. W przypadku mojego wycofania automatycznie pojechałaby kolejna zawodniczka z listy, a to akurat była Smit, która zajmowała 17. miejsce.
czytaj dalej
Czy myśli pani, że podobne propozycje dostały inne zawodniczki?
Tak, wiem o tym na pewno. W momencie, kiedy ja odmówiłam, Smit i Paul poszły dalej. Nie mogę wymienić nazwisk, ale nikt na propozycję nie przystał.
Trenerka zaprzeczyła oskarżeniom, a całą sprawę mają zbadać władze sportowe w Holandii.
To oczywiste, że będzie dalszy ciąg, bo sprawa jest poważna. Ale ja formalnie nie jestem tu stroną. To rozstrzygnie się między holenderskim związkiem i Ingrid Paul.
Ale jest pani gotowa złożyć zeznania?
Oczywiście.
Życie łyżwiarki z klubu z Poronina nie jest łatwe, 50 tysięcy euro znacznie by je ułatwiło...
Pewnie że tak, to ogromna kwota, zwłaszcza w porównaniu z moim stypendium klubowym. My nie mamy sponsorów. Ale dla mnie zgoda na przekupstwo nie wchodziła w rachubę. Myślę, że mogę być z siebie dumna, potrafiłam oprzeć się tej pokusie.
Można powiedzieć, że ma pani właśnie sezon życia?
Jak do tej pory bardzo udany. Pobiłam rekordy Polski w Calgary i w Salt Lake City, dzięki najszybszym torom świata, ale i dobremu przygotowaniu.
Osiągam czasy coraz bliższe elity. Ale to dopiero początek sezonu.
Najważniejsze jest Vancouver. Moje marzenie to perfekcyjny wyścig na 1500 metrów. Na tym muszę się teraz skupić, a nie na jakichś aferach.
Katarzyna Bachleda-Curuś, łyżwiarka szybka, dwukrotna olimpijka (2002 i 2006). Piąta zawodniczka ubiegłorocznych mistrzostw świata.