To on będzie jej smarował narty. - Wszystko odpowiednio przygotowaliśmy - zapewnia drugi trener Rafał Węgrzyn, który razem z serwismenem Mateuszem Nuciakiem wziął udział jako zawodnik w mistrzostwach Polski.

Reklama

Kowalczyk najpierw czekają zawody Sprint Tour. - Każdy dzień się świetnie kończy i tak samo zaczyna. Są tam różne konkurencje, których nie spotyka się podczas Pucharu Świata, na przykład bieg na sto metrów. Całość trwa cztery dni - mówi. Polka już w tych zawodach startowała i wygrała je, pokonując dobrze znaną rywalkę: Finkę Aino-Kaisę Saarinen. Rok temu jednak całą zabawę odwołano. - Z powodu kryzysu. Organizatorzy mieli pieniądze, żeby jakoś to przeprowadzić, ale to Rosja. Woleli nie robić w ogóle niż robić „jakoś" - śmieje się Justyna Kowalczyk.

Będzie widowisko

Żeby móc wystartować w tych zawodach, trzeba otrzymać specjalne zaproszenie. - Będzie świetna obsada. Będą Słowenki, bez Petry Majdič. Pojawią się Włoszki, czołowe sprinterki świata. Finki pewnie też będą w mocnym składzie i któraś z Norweżek - mówi Kowalczyk. W Rosji będzie mogła zgarnąć spore pieniądze, choć nie to jest dla niej najważniejsze. - Nie wiem nawet, jaka jest pula nagród. Ale zwycięstwo w pojedynczym biegu to pieniądze mniej więcej równe nagrodzie za triumf w dwóch zawodach o Puchar Świata. Przynajmniej tak było poprzednio. Poza tym, to wielkie show, przychodzi mnóstwo ludzi. Byłam oszołomiona - wspomina Justyna. Za wygraną w PŚ standardowo FIS płaci 15 tys. franków szwajcarskich (ok. 40 tys. zł).

p