Mateja tak bardzo przejął się krytyką, że nawet nie był najgorszy podczas wczorajszych treningów. Skoczkowie po raz pierwszy trenowali na skoczni Miyanomori, gdzie w sobotę odbędzie się konkurs indywidualny. W pierwszej próbie Mateja był 16., a w drugiej - 21. Z Polaków lepiej spisał się tylko Adam Małysz, który był szósty i trzeci.

Reklama

Z trzech zaplanowanych serii udało się przeprowadzić dwie. Z kłopotami, bo co chwilę przerywał je zbyt mocny wiatr. Polacy wypadli w nich nieźle, ale sami powtarzali, że to tylko treningi. Poza tym wielu skoczków w miarę poznawania rzadko używanej skoczni będzie z dnia na dzień czuć się na niej pewniej. "Od czasu, kiedy ostatnio tu skakałem, została przebudowana. Wtedy do zwycięstwa wystarczyły mi odległości 92 i 93 m, teraz żeby wygrać trzeba będzie skoczyć 100 albo i więcej. Leci się dziwnie, bo lądować trzeba nagle. Ale to może być wina wiatru, który nad bulą wiał pod narty, a kilkadziesiąt metrów dalej przyduszał do zeskoku" - powiedział "Faktowi" Małysz.

Drodzy Czytelnicy "Faktu"
Po raz kolejny w swojej karierze zawiodłem. Słabe skoki zdarzały mi się wiele razy, ale te nieudane z mistrzostw świata będę wspominał wyjątkowo niechętnie. Już raz na takiej imprezie zmarnowałem wielką szansę na medal. To było dziesięć lat temu w Trondheim, tylko że w konkursie indywidualnym. Po pierwszej serii zajmowałem drugie miejsce. W drugiej wystarczyło oddać przyzwoity skok i byłbym wicemistrzem świata. Nie dałem rady, nie ustałem lądowania i skończyło się na piątym miejscu.


W Sapporo w obu skokach popełniłem straszne błędy. Nie wiem dlaczego, nawet nie chcę ich oglądać. Ta skocznia od początku mi nie pasowała, miałem kłopoty z wyczuciem progu. Na treningach jakoś się udawało, w serii próbnej skoczyłem przecież nieźle. Chciałem powtórzyć to w konkursie, ale się nie udało. Tak się tym przejąłem, że zupełnie się rozkojarzyłem.

Źle mi z tym i nie dziwię się, że kibice też mają żal. Przepraszam ich, choć nie będzie łatwo o tym zapomnieć. Takie rzeczy długo siedzą w człowieku. Kolegom z drużyny nic nie mówiłem, bo przecież wiedzą jak się czuję.
Robert Mateja

Reklama