Chłopcy zrobili to we wspaniałym stylu. Akcja górska przebiegła w znakomity sposób. Zrobili wszystko, co mogli, bo więcej w tej sytuacji, w tych warunkach i w tym składzie osobowym wykonać już się nie dało. Dali z siebie wszystko, a nawet więcej. Chwała im za to! – ocenił zdobywca korony Himalajów i Karakorum (wszystkie 14 ośmiotysięczniki).

Adamowi Bieleckiemu i Denisowi Urubce w bardzo szybkim tempie udało się dotrzeć w nocy z soboty na niedzielę do Elisabeth Revol, oczekującej na pomoc na wysokości około 6000 m. Następie w końcowym odcinku wspólnie z Jarosławem Botorem i Piotrem Tomalą ewakuowali francuską alpinistkę do obozu pierwszego na 4850 m, skąd wszystkich zabrały śmigłowce. Ze względu na pogarszające się warunki pogodowe nie było już szans na akcję ratunkową po jej partnera wspinaczkowego Tomasza Mackiewicza, znajdującego się na wysokości ok. 7200 m.

Reklama

66-letni Pustelnik przyznał, że Revol miała dużo szczęścia, trafiając na takich ludzi, na takie warunki i taką pogodę.

Gdyby któryś z tych czynników zawiódł, mogło być o wiele gorzej. Cieszmy się, że chociaż jedna osoba wyszła z tego cało. Oczywiście to miesza się ze smutkiem i żalem, że nie udało się dotrzeć do Tomka – dodał doktor inżynierii chemicznej, który stanął na wierzchołku Nanga Parbat 12 lipca 1992 roku.

Jego zdaniem - mając na uwadze prognozy pogody i skromne siły - dostanie się do Mackiewicza było niemożliwe, bo zagrażałoby życiu ratowników. Wskazał, że po uwięzionego pod szczytem Polaka można byłoby iść, lecz nie w czwórkę, ale w czternaście osób i nie na lekko, lecz na ciężko – z tlenem i w dobrym oknie pogodowym. Wtedy byłaby szansa, żeby go stamtąd zabrać i znieść na dół, bo – z tego co wiemy, w jakim był stanie - sam nie mógłby schodzić.

Łodzianin podsumowując akcję podkreślił: koledzy wykazali się niebywałą odwagą, siłą i profesjonalizmem. Na pewno trzeba całą czwórkę w jakiś sposób nagrodzić, wyróżnić, bo to była postawa godna podziwu i uznania.

Oceniając szybkie nocne tempo wspinaczki Bielickiego i Urubki przypuszcza, że gdyby zapytać ich o to, odpowiedzieliby, że w tej sytuacji to była normalna rzecz.

Jak dodał, o ich "pięknej" postawie powinniśmy teraz mówić głośno. Cały świat już się o tym dowiedział. Te kraje, które cenią sobie takie postawy, już o tym piszą. Myślę, że Francuzi też się czegoś nauczą, że jak ich obywatelka jest w potrzebie byłoby wskazane, żeby również włączyli się do takiej akcji.

Reklama

Mackiewicz po raz siódmy podjął próbę zdobycia zimą Nanga Parbat, a Revol po raz czwarty. Tym razem wyruszyli we dwójkę, działali w stylu alpejskim, sportowym, bez żadnego wsparcia ze strony tragarzy oraz nie mając tlenu w butlach.

20 stycznia rozpoczęli wspinaczkę na wierzchołek, ale ostatecznie zeszli do obozu drugiego. 22 stycznia z nadesłanego przez Francuzkę SMS wynikało, że są w obozie trzecim, planują wyjście wyżej i atak szczytowy 25 stycznia. Tego dnia byli na wysokości około 8000 m i - według niektórych źródeł - stanęli na wierzchołku. W południe chmury przesłoniły kopułę szczytową, a polsko-francuska para w odwrocie utknęła na wysokości ok. 7400 m.

Nanga Parbat (8126 m) jest jednym z najbardziej wymagających ośmiotysięczników. Należy do szczytów wyjątkowo trudno dostępnych i niebezpiecznych. Świadczy o tym chociażby liczba dotychczasowych zdobywców, nieznacznie przekraczająca 300 osób.

Pod względem wypadków śmiertelnych "Naga Góra" zajmuje niechlubne, drugie miejsce, za K2 (8611 m). Historia podboju to przede wszystkim zmagania niemieckich alpinistów. Próby zdobycia wierzchołka w latach 1895–1950 pochłonęły 31 ofiar, a od 1953 roku drugie tyle. W środowisku alpinistów Nanga Parbat nazywana jest "zabójczą górą". Posiada największą wysokość względną na świecie - około 7000 m. Baza główna po stronie północnej znajduje się około 3600 m n.p.m i jest najniżej położoną ze wszystkich baz pod ośmiotysięcznikami.