"Ósme miejsce w drużynie to nie jest wszystko na co nas stać. Dziś każdy z nas mógł skoczyć lepiej, ale te warunki trochę pokrzyżowały nam plany" - mówił Adam Małysz.
"Pod koniec zawodów zaczęło tak sypać, że rozbieg strasznie kleił się do nart. Stefan nie miał szans przy takich warunkach daleko skoczyć. Mój skok w finale nie był może za dobry, ale w przy tym śniegu, to było wszystko co mogłem zrobić. Jechaliśmy jako pierwsi w serii, co też nie było bez znaczenia, jeśli chodzi o stan rozbiegu" - uważa podwójny złoty medalista MŚ w Val di Fiemme.
"Ta druga seria to była jedna wielka loteria, gdy tylko dłużej czekało się na zielone światło, od razu w torach zbierało się więcej śniegu i prędkość spadała. W pierwszej serii było naprawdę w porządku, natomiast finał wypaczyły warunki, co było widać również po słabszych odległościach zawodników z czołówki Pucharu Świata. Pozostaje mieć nadzieję, że jutro będzie lepiej" - zakończył Małysz.