Podobno wersja "za dwa lata" jest najbliższa rzeczywistości. Jednak zdaniem specjalistów od marketingu sportowego i rynku mediów, ZPRP powinien skrócić czas reformy do sześciu miesięcy.

Reklama

Tego, co widzą działacze i kibice, wcale nie muszą bowiem dostrzegać poważni sponsorzy. Media często sztucznie pompują atmosferę i po wielkim sukcesie nagle wszystkim się wydaje, że mamy do czynienia z czymś naprawdę rewolucyjnym - że przez jedną jaskółkę będzie cały rok wiosna. Gdyby to było takie proste, to po 1992 powinniśmy mieć jedną z najlepszych lig piłkarskich w Europie. Niestety, mamy jedną z gorszych - pisze DZIENNIK.

>>>Przeczytaj, jak witaliśmy szczypiornistów

"Najważniejsza jest kontynuacja. Siatkarze regularnie osiągają jakiś sukces, ludzie sobie więc uświadomili, że jesteśmy siatkarską potęgą, PZPS potrafił to wykorzystać, ściągnąć sponsorów i telewizję. Dzięki temu Polska Liga Siatkówki pnie się w górę" - uważa Konrad Pudło z firmy Pentagon Research, zajmującej się marketingiem sportowym. "A piłkarze ręczni zdobyli wicemistrzostwo świata dwa lata temu i przez ten czas zupełnie nic się nie stało. Nic. Kojarzymy Wentę, Bieleckiego, Szmala i kilku innych, ale to wciąż tylko reprezentacja, która nie zbawi całej dyscypliny".

Reklama

"Bank PKO BP zlecił nam niedawno badanie, które miało sprawdzić między innymi czy bycie głównym sponsorem reprezentacji piłkarzy ręcznych jest opłacalne i mogę powiedzieć tylko tyle, że PKO powinien być zadowolony" - dodaje Pudło. "Ale sponsorzy klubów już pewnie nie są w tak dobrych humorach. Reprezentacja a liga to jednak dwie zupełnie inne rzeczy. Liga wciąż stoi w miejscu. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent składu kadry to piłkarze grający za granicą".

ZPRP marzy o tzw. efekcie Małysza, ale prawda jest taka, że jest on niemal nieosiągalny. A w zasadzie to utopijny. Kiedy Małysz swoją popularnością deklasował bohaterów telenowel, wbudowano kamień węgielny pod budowę skoczni w Wiśle-Malińce. Budowa trwała pięć lat. Dzisiaj młodzi skoczkowie mają trzy w miarę nowoczesne, duże skocznie, ale wciąż nie potrafią latać, bo nie mają ani trenerów (w czasach kryzysu nawet za 400 zł miesięcznie nie chce się pracować), ani sponsorów (Małysz kasuje prawie wszystkich), ani małych skoczni, na które najpierw trzeba wejść, aby potem spróbować sił na większych. Tak więc Adam nie ma następców, a te filmiki w TVP, na których pokazywano chłopców skaczących po małej górce z uśmiechem na ustach. można między bajki włożyć. Jeden z nich zaczął mieć problemy z alkoholem. Drugi za bardzo urósł i przytył, a trzeci ma po prostu dosyć.

>>>Zobacz, jak nasi zmiażdżyli Danię

Reklama

Wszystko zależy od związku sportowego. PZN nie wykorzystał Małyszomanii. Bo duże robi wrażenie w telewizji, małe – nie za bardzo. Małe więc zarosło chwastami i jeden z opiekunów nie chce tam posyłać dzieci, bo „wpadną na drut kolczasty”. Duże jest ładne i można je pokazywać światu, ale coraz nudniejsze to pokazywanie, skoro ciągle przegrywamy. Oczywiście PZN uprze się, że szanse wykorzystał. Ale zarabianie pieniędzy, a rozwój dyscypliny to nie to samo.

Teraz czas na wykazanie się ma ZPRP. "Trzeba znaleźć sponsora, dogadać się z telewizją na lepszych warunkach niż teraz. Ten miesiąc będzie decydujący. Badania wykazały, że w zasadzie to najważniejsze są pierwsze dwa tygodnie po sukcesie" - mówi Pudło. "Wszyscy pamiętamy szaleństwo po tym, jak nasze siatkarki zdobyły drugie mistrzostwo Europy. Wydawało się, że sielanka będzie wieczna, że posypią się kolejne medale, że liga będzie produkowała mistrzów. Pojawili się sponsorzy i reklamy, ale prawda jest taka, że po dwóch tygodniach wszystko ucichło. Tylko media udawały, że wciąż coś się dzieje".

Trzeba też zadbać o to, aby bohaterowie się nam nie rozmyli. Przepytaliśmy kilku specjalistów. Możliwości są. Przede wszystkim trener Wenta - sympatyczny, inteligentny i charyzmatyczny. Niezły do reklamy banku, czy plakatu na ścianie hali. Szmal - zdaniem speców od PR - też się nadaje do jakiejś kampanii, najlepiej z psychodeliczną muzyką w tle. ZPRP musi to wykorzystać, bo znów w szczypiorniaka będzie się grało tylko na SKS-ach.

Do wykorzystywania szans niezbędne są też odpowiednie przepisy. Minister sportu Mirosław Drzewiecki uważa, że najważniejsza jest dostępność - że jak dzieciak pewnego dnia odejdzie od komputera, rozejrzy się i zauważy, że blisko siebie ma salę, boisko, pływalnię i kort, to siłą rzeczy zainteresuje się sportem. Podobno potrzeba tylko trochę czasu. Bo po sukcesach Otylii Jędrzejczak powstało sporo szkółek wodnych i mamy coraz bardziej wyprostowanych uczniów. Bo Maja Włoszczowska przyczyniła się do rozwoju kolarstwa górskiego. W końcu kiedyś były dwie tego typu imprezy w roku, dzisiaj jest pięć. A dodatkowo na jednej z nich jeździ bohaterka „Na Wspólnej”. Świetnie, ale to wszystko tak naprawdę nic nie znaczy. Kolejna utopia. W Australii na przykład ponad 30 proc. mieszkańców miast nie uprawia regularnie żadnego sportu, mimo, że pod nosem mają wszystko to, co potrzebne, aby zostać mistrzem.

>>>Twardziel Jaszka grał z pęknięta kością

W Niemczech natomiast jest niepisanym obowiązkiem rodziców, aby skierować swoje dziecko do jakiejś sekcji sportowej. O Chorwacji nie wspominamy. Ten kraj to ewenement. Polaków potrafi ograć nawet Chorwat bez palca. Trzeba lat, a nie „trochę czasu” - lat, w których zmienimy mentalność i podejście do sportu. Nie wystarczy zdobyć nawet dziesięć złotych medali.