"Było dziesięć bardzo silnych dziewczyn i medal to jest wielkie szczęście" - opowiadała DZIENNIKOWI z szerokim uśmiechem Kowalczyk.

Nasza najlepsza biegaczka ruszyła na trasę jako przedostatnia i już po pierwszych ruchach było widać, że wystartowała bardzo ostro. Na pierwszym pomiarze czasu miała czwarty wynik, po trzech kilometrach była druga, a na kolejnym punkcie kontrolnym okazało się, że biegnie najszybciej. Na bieżąco była informowana o swoich osiągach i sytuacji na trasie przez porozstawianych wokół niej asystentów. Nikt nie sugerował jej jednak zmiany rytmu.

Reklama

"Oni nie czują tego co ja. Podają mi informacje, a wtedy ja sama oceniam sytuację. Prowadziłam, ale pewnie miałam pół sekundy przewagi. To jest żadna przewaga" - oceniała Polka, którą na trasie wspierało wielu kibiców z Polski.

"Wszyscy wokół krzyczeli, to całe kibicowanie sprawiło, że zaczęłam troszeńkę za nerwowo. To nie znaczy, że za szybko. Miałam nieco skrępowane ruchy, ale wszystko było w porządku. Poza szybkimi zjazdami. One nie były trudne, ale można było zrobić jakąś głupotę i się przewrócić" - analizowała na mecie swój występ.

Reklama

Niestety, świetnego tempa nie udało się utrzymać do końca. Gdy Polka wpadła na metę, była druga za Longą, ale ostatecznie przegrała jeszcze z dużo szybszą na ostatnim odcinku trasy Saarinen. Finka wyprzedziła Kowalczyk o 11,5 sekundy.

"Na finiszu sekundy uciekały błyskawicznie. Dobiegłam ostatkiem sił, a po drodze myślałam: zdążę, muszę zdążyć" - mówiła nasza medalistka. "Bieg był bardzo ciężki. Przez 30 minut każda z nas walczyła o każdą dziesiątkę sekundy, o wszystko. Na takie biegi nie ma taktyki. W mistrzostwach świata biegnie się do końca. Na szczęście ja już mam medal. Może postaram się o więcej" - dodała.

Mimo padającego przez cały wyścig śniegu dopingowana przez rodzinę i znajomych z Kasiny Wielkiej zawodniczka nie miała problemów ze smarowaniem nart. "Chłopaki świetnie się spisali, nartki miałam przygotowane znakomicie" - chwaliła ekipę przygotowującą jej sprzęt.

Reklama

Zdobyty wczoraj brąz to kolejny medal tego koloru wywalczony przez Kowalczyk na wielkiej imprezie. "Byłam trzecia na olimpiadzie, to samo miejsce zajęłam w poprzednim sezonie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Lubię brązy. Ale mam nadzieję, że się kiedyś przerzucę się na bardziej cenny kolor" - żartowała nasza zawodniczka.

To "kiedyś" może zdarzyć się jeszcze w Libercu, gdzie Kowalczyk jeszcze dwa razy weźmie udział w biegach indywidualnych. Już w sobotę powalczy o medal w wyścigu łączonym 2x7,5 km, a tydzień później wystartuje w biegu ze startu wspólnego na 30 km. Nie weźmie natomiast udziału w sprincie indywidualnym. "Taki był plan. Jeśli Justysia zdobędzie medal na 10 km, rezygnujemy ze sprintu. To ryzykowna konkurencja. Walcząc ramię w ramię można łatwo potknąć się i nabawić się urazu. Niech lepiej dziewczyna skupi się na innych startach" - wyjaśnia trener naszej zawodniczki Aleksander Wierietielny.