Choć oba zespoły miały zapewniony udział w rundzie zasadniczej, to żadna z drużyn nie zamierzała odpuścić tego meczu. Wszystko dlatego, że od jego wyniku zależało, kto zajmie pierwsze, a kto drugie miejsce w grupie.

Przed mistrzostwami fachowcy oceniali, że w "grupie śmierci", jak określano rywalizację drużyn w Innsbrucku, Słowenia jest najsłabszą drużyną, a na pewno najmniej utytułowaną. Na koncie ma tylko srebrny medal ME wywalczony przed własną publicznością w 2004 roku. Tymczasem w ME 2010 pokonała trzykrotnego złotego medalistę czempionatu Starego Kontynentu Szwecję i zremisowała z mistrzami świata 2007 - Niemcami.

Reklama

Tymczasem okazało się, że Słoweńcy sprawili Polakom wiele problemów. Potrafili odskoczyć im nawet na cztery bramki i do ostatniej chwili nie było pewności, czy biało-czerwoni zdołają odrobić straty przed końcowym gwizdkiem.

Świetnie zagrali obaj bramkarze. "Słoweński Szmal", czyli Gorazd Skof, bronił jak natchniony i był jednym z najmocniejszych punktów swojego zespołu. Jednak ani on, ani obrońcy nie wytrzymali nerwowej końcówki i na minutę przed końcem do słoweńskiej bramki piłkę wepchnął Michał Jurecki, ustalając w ten sposób wynik meczu na 30:30.

Reklama

To dało Polakom pierwsze miejsce w grupie. Wiadomo już, z kim nasi zagrają w kolejnej fazie rozgrywek, która rozpoczyna się już w niedzielę. Będą to drużyny: Hiszpanii, Francji i Czech.