Jego zdaniem drugi skok Małysza był lepszy od pierwszego, po którym plasował się na trzeciej pozycji. "Za wcześnie się wybił, to odbicie było niedokończone. Gdyby nie to, jego strata do Ammanna byłaby mniejsza" - ocenił.
W drugiej próbie było zupełnie inaczej. "Już za progiem było widać, że Adam nabiera pułapu, że miał bardzo dobre wybicie. Byłem szczęśliwy, jak przelatywał kolejne linie wyznaczające odległości. Byłem pewien, że awansuje z trzeciej lokaty. Znając Uhrmanna przeczuwałem, że może zrobić coś głupiego, skoczyć krócej" - powiedział Jan Szturc, wujek Małysza.
Dodał, że poziom adrenaliny był u niego wysoki. "Serduszko nieźle mi przyspieszało, tym bardziej, że atmosfera w amfiteatrze w Wiśle była taka, jak na zawodach Pucharu Świata w Zakopanem. Czułem się tak, jakbym jedną nogą był w Vancouver".
Szturc uważa, że sobotni medal zmotywuje jeszcze bardziej Małysza do walki na dużej skoczni.
"To początek powrotu Adama do wspaniałych sukcesów, i w Kanadzie, i w rywalizacji Pucharu Świata. Do konkursu na dużej skoczni przystąpi jeszcze bardziej zmotywowany. Będzie chciał się zrewanżować Ammannowi. A może do walki o podium włączy się jakiś inny zawodnik? Jedno jest pewne, że 20 lutego Adam też będzie się liczył" - dodał.
Na normalnej skoczni w Whistler zwyciężył Szwajcar Simon Ammann, drugi był Adam Małysz, a trzeci Austriak Gregor Schlierenzauer.