"W spotkaniu z nami Polacy wygrali wszystkie najważniejsze piłki. Grają w igrzyskach znacznie lepiej niż wszystkie inne drużyny "– stwierdził po spotkaniu, kręcąc z niedowierzaniem głową, Ivan Miljković. Serbia ma duży problem – by wyjść z grupy, musi pokonać Niemców, a na razie straciła kontuzjowanego Bojana Janicia. Kłopoty mają także grający praktycznie bez narzekającego na ból barku słynnego Giby Brazylijczycy, którzy tuż przed spotkaniem Polaków przegrali 1:3 z Rosją.
Nasi siatkarze grają w Pekinie wręcz znakomicie. Miljković, zapytany przez Fakt, czy Polska jest tak silna jak podczas mistrzostw świata w 2006 roku odparł: „Nie pamiętam, bo to było zbyt dawno”. Polacy znakomicie pamiętali za to przegrany kilkanaście dni wcześniej mecz finału Ligi Światowej, gdy Serbia rozniosła ich gładko 3:0. Teraz role się odwróciły. Wygląda na to, że forma zespołu z Bałkanów przyszła zbyt wcześnie, a Polaków – w idealnym momencie.
"Po turnieju w Rio był podłamani i rozchwiani, bo dostaliśmy mocno w dupę. Ale teraz czułem, że przepracowaliśmy dobrze kilka dni zgrupowania w Hangzhou i że będzie dobrze w Pekinie. Nie jest sztuką robić dobrą atmosferę, gdy się wciąż wygrywa, sztuką jest podnieść się z kolan. My na tych kolanach byliśmy po Rio, a teraz, bez względu na to, co się jeszcze wydarzy, pokazaliśmy kawał charakteru. W zespole Brazylii tymczasem, po tym jak poniósł kilka porażek, dzieje się coś złego. Już nie są tak pewni siebie" – mówi Daniel Pliński. Podobnie jak reszta drużyny, grał w czwartek bardzo dobrze. Zresztą ekipa Raula Lozano nie miała słabych punktów. Tak grających Polaków, zmotywowanych, świetnie przygotowanych fizycznie, chciałoby się oglądać zawsze.
"Nie boimy się nikogo! Wiemy, że możemy przejść do historii polskiej siatkówki i chcemy to zrobić" – odważnie deklaruje Pliński na łamach "Faktu".
Dziś wraz z kolegami rzuci wyzwanie Brazylii w meczu, który może otworzyć drogę do pierwszego miejsca w grupie B. "Nie myślę o rozstawieniu w ćwierćfinałach, a o tym, by zagrać dobrze kolejne spotkanie. Jestem daleki od hurraoptymizmu, bo przecież Serbia to rywal z naszej półki, a wcześniejsi przeciwnicy byli z niższej. Ale ważne jest, że możemy teraz nawet dwa razy w nos dostać i nic się nie stanie. Najważniejszym meczem turnieju będzie ten w ćwierćfinale, którzy może dać nam awans do strefy medalowej" – mówi Łukasz Kadziewicz.