Tańczące dziewczęta chińskie, noszące amerykańskie imiona "Lucky" lub "Yo-Yo" potrząsają swoimi pomponami (i wdziękami) podczas przerw w grze, dają show w stylu NBA.

Reklama

Dziennikarza Reutersa zainteresowało, co na to starsi chińscy widzowie. "Dodaje to blasku widowisku, robi dobrą atmosferę. Po raz pierwszy od lat widzę coś takiego na żywo" - mówi dziennikarzowi 69-letni, emerytowany urzędnik administracji rządowej z północno-wschodniego miasta Dalian, Niu Peigen.

Nikt z 18-tysięcznej, chrupiącej popcorn widowni, nawet ci, którzy uważają stroje dziewcząt za zbyt skąpe, nie uważają oprawy meczów w stylu NBA za zbyteczny blichtr. "Niektóre z dziewcząt ubrane są nieco za kuso, ale akceptuję to" - mówi 53-letni księgowy z Pekinu Li Shuqin.

Z kolei tancerki podkreślają, że jeszcze nie tak dawno chińskie władze marszczyły brwi na ich pompony i odkrywające zbyt wiele stroje. "Mam tylko 19 lat, więc nie wiem, jak było w dawnych latach... Z początku nie mogłam sobie wyobrazić tańczenia w obecności tak wielu ludzi. Zazwyczaj jestem dość nieśmiała, ale kiedy tańczę, popadam w trans. Jeśli czujesz, że twój strój rozluźnia się na tobie, a stanik zsuwa się ze swego miejsca, to można się wystraszyć, ale nie można panikować, w końcu to show" - mówi "Yo-Yo".

Ogromne, nadmuchiwane maskotki to też wielki hit turnieju koszykówki w hali, gdzie hałas sięga 110 decybeli (równym startującemu odrzutowcowi). Gdy niewiele słychać w tym harmiderze, wesołość budzą "popisy" maskotek. Salwy śmiechu wywołują ich niezgrabne ruchy, zderzanie ze sobą, upadki na parkiet i nieporadne próby odzyskiwania pionu. W tych "igraszkach gigantów" biorą nawet udział prawdziwi giganci NBA, Kobe Bryant i LeBron James...