Trudno jednak nie wymagać od naszej osady złota. Przez ostatnie trzy lata Polacy wygrywali gdzie, z kim i jak chcieli. "Kiedy wygramy jakieś regaty? Gdy Polacy przestaną startować" – mówili wioślarze z Francji na łamach „L’Equipe”. Tuż przed igrzyskami biało-czerwoni jednak przegrali aż dwa razy. Co prawda pływali na rezerwowej łódce i w okresie, w którym w poprzednich sezonach nie startowali, ale można było zacząć się niepokoić. Wygląda jednak na to, że w Pekinie wszystko wraca do normy, a Polacy są w doskonałych humorach. "Jak ktoś przyjeżdża tu z nosem na kwintę, to od razu jest przegrany" – mówi Kolbowicz DZIENNIKOWI.

Reklama

Polakom nie przeszkadza upał i wilgotność, ale nie wszystko jest jednak tak, jak by chcieli. "Większość ekip mieszka cztery kilometry od toru, więc omija je godzinny dojazd. Wsiadają na rower i są na miejscu. My jeden trening robimy na ergometrze i przez dojazdy mamy mniej czasu na odpoczynek" – tłumaczą Polacy. Jednak zagraniczni dziennikarze w Pekinie i tak twierdzą, że osada prowadzona przez trenera Andrzeja Wojciechowskiego jest faworytem wyścigu.

Cztery lata temu w Atenach nasza czwórka zawiodła oblała – zajęła czwarte miejsce przegrywając medal o 7 setnych sekundy. Z tamtej osady zostali Kolbowicz i Adam Korol. Do nich dołączyli Michał Jeliński i Konrad Wasielewski. "W starej osadzie pływaliśmy świetnie. Technicznie w porównaniu z tą osadą byliśmy mistrzami. Ale teraz każdy za każdym pójdzie w ogień. Po treningu mieliśmy jechać coś pozwiedzać. Ktoś pyta: <Musimy, bo trochę jestem zmęczony?> i nikt nie jedzie. W starej osadzie to byłoby nie do pomyślenia" – podkreśla Kolbowicz.

Oby w niedzielę spełnił się ich złoty sen. Występ czwórki podwójnej to nie jedyna medalowa szansa biało-czerwonych. Prawo startu w finałach wywalczyły jeszcze trzy inne polskie załogi, co zdarzyło się po raz pierwszy od igrzysk w Moskwie. W sobotę wystartuje Julia Michalska, a w niedzielę czwórka bez sternika wagi lekkiej (Polacy uzyskali drugi czas półfinałów) i ósemka.