Ludzie, którzy spotkali na swojej drodze Wojciechowskiego różnie o nim mówią, co do jednego zgodni są jednak wszyscy. "To facet cholernie twardy, z mocnym charakterem" - twierdzi były prezes Polonii, a jeszcze wcześniej PR-owiec JW Construction, Jacek Bazan. "Zbudować firmę od podstaw, bez pomocy obcego kapitału, bez żadnej zewnętrznej pomocy, to cholernie ciężka sprawa".
Wojciechowski pochodzi z niewielkiej wsi, gdzieś w pobliżu Koszalina. Niezbyt chętnie mówi o swoim trudnym dzieciństwie wiadomo jednak, że do szkoły chodził kilka kilometrów na piechotę, na bosaka.
Szybko wykazał się jednak wspominanym wyżej zmysłem biznesowym. W czasach głębokiego PRL miał sześć restauracji, inne mniejsze interesy i - jak sam to nazywa - geszefty."Urosłem zbyt duży, jak na ówczesne czasy" - mówi Wojciechowski DZIENNIKOWI. "Władze się zorientowały, że to co robię, jest całkowicie sprzeczne z ich ideami, pomysłem na ten kraj. Mogłem więc zostać i nie robić nic, albo zdecydować się na wyjazd i tam startować od zera. Wybrałem tę, jak się później okazało, właściwszą drogę".
Wojciechowski wyjechał do Szwecji, gdzie próbował dalej sił jako restaurator, ale wkrótce na 15 lat wylądował w USA, gdzie rozpoczął to, co dało mu rozgłos i pieniądze, czyli zaczął budować domy. "Po raz pierwszy wróciłem do Polski już po zmianie systemu. Wcześniej nie przyjeżdżałem, bo miałem propozycję współpracy z wywiadem. Otworzyli mi teczkę i tylko czekali na mnie. Więc nie chciałem mieć z tamtą Polską nic wspólnego. Za pierwszym razem w ogóle nie myślałem o powrocie na stałe. Po roku znów przyjechałem i dostałem kilka propozycji biznesu. I tak się powoli, małymi kroczkami, dałem wciągnąć, a w końcu zadecydowałem, że wracam".
Siedziba JW Construction wiele mówi o samej firmie. Po pierwsze wybudowana jest tam, gdzie najczęściej buduje ten deweloper, czyli na obrzeżach Warszawy. A filozofia firmy opiera się na budowaniu, dla przeciętnych Kowalskich. Po drugie, delikatnie mówiąc, budynek nie powala na kolana przepychem, ani rozwiązaniami technicznymi.
Inni mówią, ze Wojciechowski jest przyjacielem znanego na Pomorzu gangstera Nikosia. "Nikoś? Oczywiście, że go znam, ale właściwie powinienem powiedzieć, że to on zna mnie. W latach 70. w firmie moich znajomych mył samochody klientów" - mówi i wybucha śmiechem.
JW. Construction nie ma zbyt dobrej opinii wśród konsumentów. Budują w miarę tanio, szybko, ale nieporządnie.
Wreszcie kolejny zarzut jest taki, że Wojciechowski lubi otaczać się politykami. Prezesem zarządu firmy była poseł Barbara Blida. Wreszcie teraz na emeryturę w JW załapał się Józef Oleksy, który został zatrudniony w charakterze doradcy prezesa do rynku wschodniego. W gabinecie Oleksego cały czas włączony jest telewizor nadający TVN24. "Wie pan to trochę jest nałóg" - mówi były premier. "Teraz jednak oglądam kolegów z większego dystansu".
>>>Zobacz, jak mieszka właściciel Polonii
W podobnym stylu zaczyna być budowana warszawska Polonia, którą Wojciechowski kupił kilka lat temu. Na stanowisko prezesa klubu przymierzany był sam Michał Listkiewicz. Niedawno właściciel klubu w wywiadzie dla „Piłki Nożnej” powiedział, że w połowie stycznia z pracy w kadrze zrezygnuje Leo Beenhakker, co otworzy furtkę do zatrudnienia, go przy Konwiktorskiej.
"Rozmawiałem z Beenhakkerem i widziałem jego ogromne rozgoryczenie i rozczarowanie tym, co się dzieje w PZPN. Mówił mi, że jedzie na obóz do Turcji, a po powrocie prawdopodobnie nie będzie już pracował z kadrą. Nie pamiętam dokładnie czy powiedział, że na pewno odejdzie, czy prawdopodobnie odejdzie, ale był temat. Podzieliłem się więc tą wiedzą" - ujawnia kulisy Wojciechowski. "Jasne, że chciałbym mieć go w Polonii. Jak już się bawić w tę piłkę, to z najlepszymi. Jeżeli Beenhakker byłby skłonny zaangażować się w polską piłkę na poziomie klubowym, na pewno dostałby ode mnie propozycję".
To dążenie Wojciechowskiego by być zawsze najlepszym jest dla niego bardzo charakterystyczne. " Jego interesują tylko sukcesy i efekty, najlepiej szybkie. Nie jest cierpliwy,jeżeli Polonia nie będzie wygrywać, to jego reakcje będą zdecydowane. Wojciechowskiego nie będą satysfakcjonowały wypowiedzi szkoleniowca, który powie, że musi mieć czas, by wszystko poukładać, który zapowie tytuł w perspektywie dwóch lat" - mówi Jerzy Zdrzałka, były szef zarządu JW Construction.
>>>Polonia wynosi się z Warszawy
Jedną z cech prezesa, na którą zwracają uwagę współpracownicy jest chęć zajmowania się wszystkimi sprawami osobiście. Ogólnie wiadomo przynajmniej o jednej wizycie prezesa w szatni piłkarzy. Było to w przerwie meczu z Cracovią, gdy Polonia do przerwy przegrywała 0:1. "Po wypiciu dwóch szklaneczek whisky zachowuje się jak prezes B-klasowego zespołu, a nie klubu z ekstraklasy" - mówi anonimowo jeden z piłkarzy Polonii.
Wojciechowski zapytany o tamten incydent mówi: "Poniosło mnie. Jestem w końcu tylko człowiekiem. Ale wy dziennikarze zbytnio mitologizujecie szatnię. Podobnie jak każde inne pomieszczenie, za które płacę należy do mojej dyspozycji. Tak naprawdę to ja chciałem trenerowi pomóc. Chciałem żeby piłkarze zobaczyli, że nie grają tylko dla siebie. Że trener też ma presję, którą wywieram ja".
"I od lipca nie zapłacił nam ani grosza" - mówi Mariusz Pawlak. "Po przejęciu Groclinu wielu z nas trafiło do czwartoligowych rezerw. Próbowali nas złamać. Po złości kazali nam trenować dwa razy dziennie. Liczyli na to, że się zniechęcimy. My jednak karnie przychodziliśmy, zrobiliśmy nawet listę obecności, żeby nikt nie mógł nam niczego zarzucić".
Wojciechowski bagatelizuje konflikt z piłkarzami rezerw: "Wszystkie zaległości zostaną do 15 stycznia uregulowane".
Czy taka mieszanka wybuchowa zapewni warszawskiemu klubowi upragnione mistrzostwo? "Głupio byłoby przy tej chimerycznej lidze i postawie reszty nie wygrać" - stwierdza Wojciechowski. "Jeżeli wygraliśmy jesień, podczas gdy nasz najlepszy piłkarz, Radek Majewski, był w fatalnej formie, to mamy ogromną szansę".
Więcej w DZIENNIKU