16 stycznia w Nowym Jorku polski pięściarz przegrał przez nokaut w dziewiątej rundzie z broniącym tytułu Amerykaninem Deontayem Wilderem. Szpilka po powrocie do kraju opowiedział m. in. o przebiegu walki, życiu w Stanach Zjednoczonych i czekającym go leczeniu kontuzjowanej ręki. Mam spotkanie z doktorem Robertem Śmigielskim. Dzwoniłem do niego od razu po walce prosząc, by to jak najszybciej załatwił. Teraz czeka mnie operacja. Myślę, że przerwa potrwa około miesiąca. Przyjechałem do Polski również po to, by się "zresetować", odpocząć.

Reklama

Wielu ekspertów oceniło, że walczyłeś bardzo dobrze przez te dziewięć rund. Też tak czujesz?
Wyszedłem i realizowałem plan taktyczny, to co sobie założyliśmy z trenerem. Szło dobrze. Trener w ósmej rundzie powiedział, abym podkręcił półdystans, wszedł mi lewy na dół i lewy sierpowy. Myślałem, że to wejdzie drugi raz, ale Wilder był już gotowy na to i skontrował mnie dosyć mocno, co było widać. Obudziłem się dopiero po 50 sekundach. To jest boks, waga ciężka. Przed walką byłem "nabuzowany", co zresztą było widać, a w walce to już czasami jeden cios i cała taktyka, cały plan się niszczy. Nawet nie wiedziałem, że zostałem trafiony. Oglądałem to później trzy razy i mówiłem "jak to możliwe"?

Pojawiły się też głosy, że troszkę za wcześnie na taką walkę, takiego kalibru.
Myślę, że nie było za wcześnie. Po to tam pojechałem, żeby walczyć, ale to już mam za sobą. Teraz może jeszcze jedna walka z lepszym przeciwnikiem, żeby wejść do rankingu, a potem zaatakować pas IBF, który ma Charles Martin. Chciałem od początku ten pasz zaatakować, bo takie były plany. Wiedziałem jednak, że nie będę walczył z Martinem, tylko będzie walczył Głazkow. Jeżeli Głazkow by się nie wycofał z walki z Wilderem, to ja walczyłbym z Martinem. Ale to już było. Teraz Martin ma rok na dobrowolną obronę, mamy tego samego promotora, więc ta walka jest możliwa, ale najpierw muszę stoczyć walkę, aby wejść do rankingu. Póki nie jestem w rankingach to ciężko będzie to zrobić.

Czego nauczyła cię ta walka?
Myślę, że dała mi dużo doświadczenia. Brakuje mi jeszcze cierpliwości. W pewnym momencie straciłem rachubę, poczułem się zbyt pewnie. Teraz wiem, że muszę się skupić w każdej rundzie, tym bardziej w końcowych rundach.

Marzy ci się jakiś rywal?
Chciałbym zaboksować teraz z tym Charlesem Martinem o mistrzostwo świata. Jeśli ta walka nie będzie mogła dojść do skutku, to chciałbym zmierzyć się z kimś z czołówki, może Bermane Stiverne.

Doping na Brooklynie miałeś większy niż rywal.
To wyglądało niesamowicie. W drugiej czy trzeciej rundzie słyszałem Hymn Polski. Polscy kibice boksu są po prostu niesamowici. Z tego co się orientuję, w ogóle na całym świecie pierwsi są Meksykanie, drudzy Portorykańczycy, a trzeci właśnie Polacy. Dla mnie polscy kibice są numerem jeden, szkoda tylko, że nie udało się wygrać.

W Stanach czujesz się już jak u siebie w domu?
Mieszkam tam już kilka miesięcy. Bardzo dobrze znam trenera, jest dla mnie mega autorytetem. Dobrze znam zawodników, z którymi trenuję, to mistrzowie świata podziwiani przez cały świata za styl boksowania i efektowne nokauty. Jeśli ich obserwujesz, to sam chcesz być taki jak oni. Trenując z nimi wiesz, że wszystko co robisz daje dodatkową motywację i pewność siebie. To utwierdza mnie w przekonaniu, że robię to samo co mistrzowie i przyjdzie taki dzień, że zdobędę dla Polski mistrzostwo świata.