Najpikantniejszy był komentarz szefa Renault Flavia Briatorego. "Dla mnie sezon już się skończył" - powiedział rozgoryczony Włoch. "Będzie bardzo trudno dogonić Brawn GP i Toyotę. Cała sprawa nie polega tylko na zainstalowaniu dyfuzora - to możemy zrobić w ciągu trzech dni. Problemem są gruntowne zmiany w aerodynamice bolidu. Te wątpliwości można było rozwiązać przed pierwszym wyścigiem, kiedy szef techniczny stowarzyszenia zespołów Formuły 1 (FOTA) Ross Brawn rozmawiał z delegatem FIA Charliem Whitingiem. Ciekawe, dlaczego McLaren, Ferrari, BMW Sauber czy Renault, czyli zespoły, które wygrywały mistrzostwa przez ostatnie 10 lat, nie zaprojektowały lepszych dyfuzorów? Ross Brawn może i jest geniuszem, ale z pewnością nie do końca uczciwym" - dodawał Briatore.

Reklama

W grupie poszkodowanych był także szef BMW Sauber Mario Theissen. On również nie szczędził cierpkich słów. "Nie możemy być zadowoleni z decyzji, ale akceptujemy ją. Musimy zacząć prace na nowym dyfuzorem. Prace czasochłonne i kosztowne. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz: na prośbę FIA pracowaliśmy przed sezonem nad redukcją aerodynamiki i prędkości samochodów w zakrętach, tymczasem ta decyzja o legalizacji podwójnych dyfuzorów w żaden sposób temu nie pomaga" - stwierdził przełożony Roberta Kubicy.

>>>Wiele zespołów Formuły 1 musi przebudować bolidy

Gołym okiem widać, że atmosfera na torze nie jest najlepsza. Pod baczną obserwacją pozostaje zespół Brawn GP. Podczas obowiązkowych oględzin bolidów przez sędziów największą uwagę poświęcono autom właśnie tej ekipy. Mechanicy namiętnie próbowali zasłonić przed wścibskimi dziennikarzami i fotoreporterami swoje sporne rozwiązania techniczne. Wśród podglądaczy nie zabrakło również - naturalnie „zupełnie przypadkowo” - inżynierów innych stajni. Najmniej przejęci całym tym zamieszaniem wydają się kierowcy."Dla mnie nic się tak naprawdę nie zmieniło" - przyznał Kubica. "Na dzień dzisiejszy układ sił jest taki sam" - dodał polski kierowca. Ale czy tak jest naprawdę?

Reklama

Od kilku dni mówiło się, że bolid Kubica ma być odchudzony i przystosowany do jazdy z KERS dopiero na pierwsze europejskie GP w Hiszpanii. Jednak wyścig w Malezji pokazał, że dodatkowa moc jest bardzo przydatna. Cechą charakterystyczną toru w Szanghaju jest długa prosta, dlatego decyzja Theissena o zainstalowaniu w bolidzie Polaka superdopalacza spadła niczym manna z nieba."Spodziewam się, że KERS mu pomoże" - komentował szef BMW Sauber. "Jednak trudno powiedzieć, jakie będą nasze osiągi w porównaniu z innymi zespołami, które mają podwójny dyfuzor. Chyba wciąż są przed nami" - zastanawiał się doktor Theissen. Wolniejsze od BMW mogą być z kolei auta Ferrari, która ze względów bezpieczeństwa nie będą jeździły z KERS w Chinach. Nieciekawie jest również w stajni McLarena. Drugi team poprzedniego sezonu stracił swojego wieloletniego szefa Rona Dennisa. „Big Ron” ostatecznie wycofał się z pracy w zespole.

>>>Kubica w Chinach będzie jeździł z KERS

Shanghai International Circuit jest dziełem najsłynniejszego projektanta torów Hermanna Tilkego. On także wytyczył trasę w Malezji, arenie ostatniego grand prix. Nietrudno więc o porównanie tych dwóch obiektów. "Charakterystyki tych torów są dosyć podobne. Są wolne zakręty i szybkie łuki. Jednak tu bardziej eksploatują się przednie opony, szczególnie na dwóch wirażach mocno zużywa się lewa opona, co może skutkować dodatkowym grainingiem (granulkowaniem opon - red.)" - tłumaczy Kubica.

Wydaje się, że ogumienie może odegrać kluczową rolę podczas tego weekendu. Wybrano zestaw opon, który używany był w Australii i który już wtedy wywołał masę kontrowersji (pośrednio spowodował kolizję Kubicy z Sebastianem Vettelem). "To niedorzeczna decyzja. Nie możemy zakładać supermiękkich opon w Chinach. Nie wiem, kto podejmuje takie decyzje, ale dzięki temu ten sport wygląda absurdalnie, a my - jak głupki. Równie dobrze mogliby nam dać opony na mokrą nawierzchnię, a my będziemy się na nich ścigać przez pięć, sześć okrążeń, aż się zużyją. Nie możemy serwować takiej imprezy ludziom, którzy wstają o szóstej rano, by nas zobaczyć" - przyznał wściekły kierowca Renault Fernando Alonso.