Curry nie błyszczał w trzech wcześniejszych pojedynkach finałowych - zdobył w nich łącznie 48 pkt. W piątek uciszył krytyków i przypomniał, dlaczego miesiąc temu został po raz drugi z rzędu uznany najbardziej wartościowym koszykarzem (MVP) sezonu zasadniczego.

Reklama

Jego klubowy kolega Draymond Green przyznał, że Curry był ostatnio pod dużą presją. Od dwukrotnego MVP oczekujesz świetnej gry w finałach. On w pierwszych trzech spotkaniach męczył się, ale dziś to był już nasz gość - podkreślił.

Swojego podopiecznego chwalił także trener "Wojowników" Steve Kerr, który zwrócił uwagę, że MVP nie zostaje się przez przypadek.

To Stephen Curry. Nie ma postury ani siły, by zdominować grę pod względem fizycznym, ale robi to dzięki swoim umiejętnościom. To nie jest łatwe do zrobienia, bo czasami twoje rzuty po prostu nie wpadają - tłumaczył szkoleniowiec.

Po pierwszej połowie gospodarze wygrywali 55:50, a na początku trzeciej kwarty powiększyli prowadzenie do ośmiu punktów. Pod jej koniec jednak rywale odrobili już starty z nawiązką. W ostatniej części meczu zaś powiększali przewagę, głównie za sprawą Curry'ego i Klaya Thompsona. Drugi z zawodników zanotował 25 pkt. Warriors ustanowili tego dnia rekord "trójek", trafiając 17 takich rzutów.

Reklama

Przy przedmeczowej prezentacji LeBron James powiedział do kolegi z zespołu - Kyrie Irvinga - "bądź wyjątkowy". Ten zanotował 34 punkty, a James dołożył 25 oraz 13 zbiórek i dziewięć asyst. Nie byli jednak w stanie pokrzyżować planów przeciwników.

Przed piątkowym spotkaniem Cavaliers wygrali wszystkie osiem pojedynków w fazie play off rozgrywanych we własnej hali. Tego wieczora ich porażkę oglądało z trybun ponad 20 tysięcy widzów. Kibice z Cleveland czekają na pierwsze od 1964 roku mistrzostwo kraju dla zespołu ze swojego miasta w profesjonalnych rozgrywkach sportowych.

By przedłużyć szanse na to Cavaliers muszą wygrać piątą odsłonę finałowej rywalizacji, która odbędzie się w poniedziałek w Oakland. "Wojownicy" w tym sezonie z 53 spotkań rozegranych na własnym terenie wygrali 50.

Reklama

Niewiele brakuje, by zostali siódmym klubem w historii ligi, który zdołał obronić tytuł. Po piątkowym zwycięstwie przestrzegają jednak przed przedwczesnym świętowaniem sukcesu.

Robota jeszcze nie została wykonana. Cieszę się, że pokazałem dziś nieco więcej, ale wciąż jeszcze mamy zadanie do wykonania - zaznaczył Curry.