Środkowy z Łodzi mecz rozpoczął w podstawowej piątce, a na parkiecie łącznie spędził 20 minut. Trafił dwa z czterech rzutów z gry, a oprócz czterech punktów miał także pięć zbiórek. Popełnił jedną stratę i dwa faule.
Spotkanie było bardzo wyrównane, a wynik niemal cały czas oscylował w okolicach remisu. Obie drużyny największe przewagi osiągnęły w drugiej kwarcie. Najpierw Clippers prowadzili różnicą dziewięciu punktów, a następnie po kilku minutach Mavericks ośmioma.
W nerwowej końcówce więcej zimnej krwi zachowali gospodarze. Clippers wygrywali 110:109 na 48 s przed ostatnią syreną, ale później swojego dorobku już nie powiększyli.
Najlepszy w ich szeregach był Montrezl Harrell, który uzyskał 23 punkty i 10 zbiórek. Po 21 pkt dołożyli Włoch Danilo Gallinari i Lou Williams.
"To był mecz, który powinniśmy byli wygrać. Nie zrobiliśmy jednak wielu rzeczy, charakteryzujących nasz styl gry" - przyznał Williams.
Wśród zwycięzców prym wiódł Harrison Barnes - 30 pkt. Portorykańczyk J.J. Barea na koncie zapisał 24 pkt, a DeAndre Jordan, który przez 10 sezonów grał dla Clippers, miał 16 pkt i aż 23 zbiórki. Z powodu kontuzji biodra w składzie zabrakło 19-letniego słoweńskiego debiutanta w NBA Luki Doncica.
To właśnie walka pod tablicami była kluczowym elementem wygranej Mavericks. Teksańczycy mieli aż 17 zbiórek w ataku, przy zaledwie ośmiu rywali.
"Kiedy gramy dobrze w obronie, a potem jeszcze zbieramy piłki w ofensywie, to po prostu rywale się załamują" - powiedział Jordan.
Clippers mają taki sam bilans jak prowadzący na Zachodzie Denver Nuggets. "Bryłki" minionej nocy odpoczywały. Nie grał także lider Konferencji Wschodniej - Toronto Raptors (20-4).
Koszykarze z "Miasta Aniołów" kolejny mecz rozegrają już w poniedziałek, na wyjeździe z New Orleans Pelicans (12-12).
Pelicans w niedzielę pokonali na wyjeździe Charlotte Hornets 119:109, a nie do zatrzymania w ich szeregach był Anthony Davis. Spotkanie zakończył z dorobkiem 36 pkt, 19 zbiórek i ośmiu asyst.