Lekkoatleta bydgoskiego Zawiszy, po stwierdzeniu złamania kości twarzoczaszki po stronie lewej, 8 grudnia przeszedł operację.

"Kości zostały zreponowane i unieruchomione na różne sposoby, zarówno metodami nakostnymi jak i płytkami oraz wyciągami" - poinformował ordynator oddziału chirurgii szczękowej 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy dr nauk med. Jerzy Kochan, który operował Wojciechowskiego.

Reklama

Rekordzistę kraju (5,91 w Szczecinie 15 sierpnia 2011), żołnierza Wojska Polskiego, czeka teraz dwutygodniowa rehabilitacja; do pełnych zajęć sportowych powinien wrócić za niespełna miesiąc.

"Wszystko jest OK, a ta drobna niedogodność nie będzie przeszkodą w realizacji planów. Zostaną one jedynie zmodyfikowane na sezon halowy. Nie chcę teraz prognozować, jak on będzie wyglądał. Bardzo chciałbym wystąpić w mityngu Pedro's Cup w Bydgoszczy 8 lutego, ale nie sposób jest dziś podjąć decyzję" - zaznaczył w rozmowie z PAP starszy szeregowiec.

Dodał, że jest pod wrażeniem serdeczności ze strony znajomych mu osób, jak i kibiców, którzy bardzo licznie odwiedzali go w szpitalu. "Jeśli nie będę mógł wystartować w konkursie w hali Łuczniczka, to i tak przyjdę, aby podziękować fanom za okazywane mi dowody sympatii" - wspomniał Wojciechowski.

Podkreślił też, że uraz jakiego doznał w niczym nie odbije się na jego psychice. "Rozpoczynając zajęcia z tyczką wiedziałem, czym mogą one grozić. Ryzyko było więc wliczone od samego początku i dlatego nie boję się, nie mam uczucia lęku, strachu, a wprost przeciwnie, nie mogę się już doczekać, kiedy znowu zacznę skakać" - powiedział urodzony 6 czerwca 1989 roku w Bydgoszczy lekkoatleta Zawiszy.

Przyznał, że nie ma jak na razie skonkretyzowanych planów na świąteczny okres. "Nie myślałem jeszcze o tym tak dokładnie, bo dopiero co wyszedłem ze szpitala. Na pewno ten czas spędzę z dziewczyną, i to w rodzinnym gronie" - wyjawił.

Reklama

Trener Włodzimierz Michalski musi studzić zapędy podopiecznego, który niemalże już chciałby skakać.

"Pośpiech nie jest wskazany. Nie będę przyspieszał zaleceń lekarzy. Starty w hali mogą być, ale nie muszą. Moim zdaniem trzeba z nich zrezygnować. Najważniejszy jest zasadniczy sezon, a w nim konkurs czterolecia - konkurs olimpijski w Londynie" - podkreślił.

Wiceprezydent Bydgoszczy, a jednocześnie wiceprezes PZLA Sebastian Chmara uważa, że pechowy trening Wojciechowskiego 7 grudnia był "wypadkiem przy pracy", który zdarza się także najlepszym.

"Kto jest strachliwy, kto się boi, nie powinien skakać. Chyba każdy tyczkarz miał w swej karierze jakiś tam uraz, mniej czy bardziej poważny. Jako junior, w wieku 19 lat +dzięki+ tyczce złamałem lewą rękę. Po okresie rehabilitacji zapomniałem o tym" - powiedział halowy mistrz świata w dziesięcioboju z 1999 roku.