Po czterystu meczach meczach w lidze w roli trenera popadł pan w rutynę czy jeszcze wzrusza się, kiedy gra przeciwko swoim byłym drużynom? W niedzielę Lech zmierzy się z Wisłą, z którą 10 lat temu zdobywał pan mistrzostwo Polski.

Reklama

Franciszek Smuda: Pewnie, że się wzruszam. Futbol mnie wzrusza. Jeśli któregoś dnia okaże się, że nie będzie widać po mnie emocji, to będzie oznaczać, że Franek Smuda się skończył. Będziecie mogli mszę za mnie zamawiać.

Wisła ma trzy punkty straty do Lecha. Aby utrzymać ten dystans, wystarczy zremisować. To możliwe, aby zagrał pan na remis?

Niemożliwe, uwielbiam takie mecze. Moi zawodnicy również. Liznęli już trochę poważnego futbolu w rozgrywkach o Puchar UEFA i spodobało im się. Złapali bakcyla, chcą i lubią grać o stawkę. Będzie fajny mecz, to pewne.

Zwycięstwo może zapewnić Lechowi mistrzostwo?

Reklama

Ten mecz jeszcze o niczym nie przesądzi. Każdy wynik jest w nim możliwy i o niczym on nie będzie świadczył. Gramy o zwycięstwo, ale jak w dobrym stylu zdobędziemy punkt, to nie będzie źle.

Macie ułatwione zadanie. Wisła zagra bez kontuzjowanego Pawła Brożka.

Reklama

A u nas nie będzie Rengifo, Murawskiego, Wojtkowiaka i być może Bosackiego.

Dwaj ostatni wrócili kontuzjowani ze zgrupowania reprezentacji?

Tak, jakiś amator z San Marino kopnął Bosackiego w kostkę i ma ją bardzo spuchniętą.

Ale generalnie cieszy się pan, że piłkarze Lecha mieli udział w historycznym sukcesie?

Ooo, pewnie, że tak. Mecz z San Marino to był naprawdę udany sparing. Kelnerów też przecież trzeba umieć zlać, powtarzam to moim piłkarzom, którzy grają ze słabeuszami podczas przygotowań do sezonu. Z drugiej strony nie przeceniałbym tego zwycięstwa. Sytuacja w naszej grupie jest taka, że każdy niewygrany mecz zamyka nam drogę do mistrzostw świata. Musimy wygrać cztery kolejne spotkania z poważnymi rywalami.

Niewykluczone, że to będzie już zadanie innego trenera. Jeśli zarząd PZPN jednak zwolni Beenhakkera, to następcą miałby zostać pan lub Henryk Kasperczak.

Wie pan co? Ja się nie mam zamiaru lansować na trenera reprezentacji. Jak mam nim być, to będę. A jak nie, to nie. Muszą mnie chcieć działacze, kibice i dziennikarze. Nie będę się przed nikim płaszczył i skamlał o to stanowisko. W niedzielę poprowadzę drużynę po raz 401. w lidze, trzy razy zdobyłem mistrzostwo Polski, grałem w Lidze Mistrzów, skończyłem 60 lat. Franek Smuda to nie jest jakiś chłoptaś, który będzie się z kimkolwiek ścigał o pracę.