Raków Częstochowa - Śląsk Wrocław 4:1 (1:0).

Bramki: 1:0 Władysław Koczerhin (36), 2:0 Ivi Lopez (49), 3:0 Bartosz Nowak (55-głową), 4:0 Ivi Lopez (62), 4:1 John Yeboah (68).

Żółta kartka – Raków Częstochowa: Fran Tudor, Marcin Cebula, Ben Lederman; Śląsk Wrocław: Mateusz Stawny, Nahuel Leiva.

Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów: 5 500.

Reklama

Raków Częstochowa: Vladan Kovacevic - Stratos Svarnas, Zoran Arsenic, Milan Rundic - Fran Tudor, Ben Lederman, Ivi Lopez (81. Sebastian Musiolik), Bartosz Nowak (78. Mateusz Wdowiak), Władysław Koczerhin (78. Gustav Berggren), Jean Carlos Silva (81. Bogdan Racovitan) - Vladislavs Gutkovskis (65. Marcin Cebula).

Reklama

Śląsk Wrocław: Rafał Leszczyński – Diogo Verdasca (80. Patryk Szwedzik), Mateusz Stawny, Daniel Gretarsson – Martin Konczkowski (89. Łukasz Gerstenstein), Michał Rzuchowski, Nahuel Leiva, Adrian Łyszczarz (56. Victor Garcia), Łukasz Bejger – Dennis Jastrzembski (56. John Yeboah), Erik Exposito.

Reklama

Przy bardzo wąskiej kadrze i tak dużej liczbie nieobecnych trener Ivan Djurdjevic musiał mocno eksperymentować i postawił m.in. na środku obrony na debiutującego w ekstraklasie 19-letniego Mateusza Stawnego.

Raków wystąpił w najsilniejszym zestawieniu

Raków natomiast wystąpił w najsilniejszym zestawieniu i od pierwszych minut uzyskał zdecydowaną przewagę. Gospodarze znacznie dłużej utrzymywali się przy piłce i cierpliwie szukali luk w zagęszczonej obronie przyjezdnych.

Pierwszą naprawdę doskonałą okazję Raków wypracował sobie po kwadransie gry. Po prostopadłym podaniu w idealnej sytuacji znalazł się Bartosz Nowak, ale Rafał Leszczyński zdołał wygrać pojedynek z pomocnikiem rywali i odbił piłkę. Kilka minut później Vladislavs Gutkovskis zgubił krycie w polu karnym, ale bramkarz Śląska popisał się świetną interwencją i nadal było 0:0.

Raków nacierał i w końcu udokumentował swoją przewagę. Po sprytnym podaniu Nowaka sam przed Leszczyńskim znalazł się Władysław Koczerhin, uderzył lekko, ale precyzyjnie i piłka wtoczyła się do bramki.

Gol nie zmienił obrazu gry. Gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, kontrolowali mecz i szukali szans na powiększenie dorobku. Śląsk natomiast głównie się bronił i starał się kontratakować, ale ani razu w pierwszej połowie nie zagroził bramce Rakowa.

Losy spotkania rozstrzygnięte po kilku minutach drugiej połowy

Po kilku minutach drugiej połowy losy spotkania były właściwie rozstrzygnięte. Po długim podaniu za plecy obrońców Śląska piłka trafiła do Ivi Lopeza, który spokojnie przyjął, przymierzył i trafił do siatki. Później kilka minut trwała analiza całej sytuacji, ale Hiszpan nie był na pozycji spalonej i gol został uznany.

Szybko stracona bramka po przerwie wyraźnie podłamała wrocławian, którzy zupełnie stanęli. Raków natomiast nie zamierzał odpuszczać. Po ładnej wymianie podań na lewym skrzydle piłka trafiła w pole karne na głowę Nowaka, a ten z bliska pokonał Leszczyńskiego.

Dopiero w tym momencie Śląsk spróbował odważniej zaatakować, ale efekt był zupełnie odwrotny od oczekiwanego, bo szybko został skarcony skuteczną kontrą Rakowa. Po długim podaniu Lopez uciekł obrońcom gości i pewnie wykorzystał sytuację sam na sam z Leszczyńskim.

Kiedy wydawało się, że jeżeli ktoś zdobędzie kolejnego gola, będzie to Raków, cios zadał Śląsk. A dokładnie wyprowadzony kilka chwil wcześniej John Yeboah. Po kontrataku niemiecki skrzydłowy najpierw ośmieszył Frana Tudora, a następnie płaskim strzałem pokonał Vladana Kovacevica.

Od tego momentu mecz się wyrównał. Śląsk poukładał na nowo swoje szyki, szukał kolejnych goli i miał ku temu okazje. Groźnie strzelał m.in. Yeboah, a po uderzeniu Michała Rzuchowskiego piłka wylądowała na poprzeczce. Raków też mógł jeszcze zdobyć bramkę, ale po zejściu Lopeza i Nowaka nie miał już tak idealnych sytuacji.

Wynik już się nie zmienił. Raków pewnie wygrał i teraz może spokojnie czekać, co zrobi Legia Warszawa w niedzielę w meczu ze Stalą Mielec.