Polskie siatkarki pokonały Turcję 3:1 (25:23, 24:26, 27:25, 25:22) w ostatnim meczu drugiej rundy mistrzostw świata, rozgrywanych w Japonii. Pomimo zwycięstwa Polki zagrają tylko o miejsca 9-12.

Polska: Milena Sadurek, Katarzyna Gajgał, Agnieszka Bednarek, Anna Werblińska, Małgorzata Glinka-Mogentale, Joanna Kaczor, Mariola Zenik (libero) oraz Aleksandra Jagieło, Katarzyna Zaroślińska, Karolina Kosek, Berenika Okuniewska.

Reklama

Turcja: Naz Aydemir, Bahar Toksoy, Eda Erdem, Neriman Ozsoy, Esra Guemus, Neslihan Demir,Gulden Kayalar Kuzubasioglu (libero) oraz Gozde Kirdar Sonsirma, Nedime Agca Oener, Seda Tokatlioglu.

Sytuacja polskiego zespołu przed meczem była bardzo klarowana. Wygrana nad Turcją różnicą minimum dziewięciu małych punktów, zapewniała Polkom grę o miejsca 5-8. Niższa wygrana - szansę walki o lokaty 9-12, a porażka eliminowała z dalszej części turnieju. Po zaciętym spotkaniu Polki wygrały 3:1, ale zabrakło małych punktów by walczyć o wyższe lokaty na mundialu.

W pierwszym secie minimalnie lepsze wrażenie sprawiały Turczynki, z którymi momentami w pojedynkę dzielnie walczyła Małgorzata Glinka-Mogentale. To dzięki jej skutecznym atakom, rywalkom nie udało się uzyskać przewagi większej niż trzy-cztery punkty. Problemy polskiej drużyny zaczęły się tuż po drugiej przerwie technicznej, gdy reprezentantki Turcji wygrywały już 19:15.

Polki we wcześniejszych meczach łatwo traciły podobną zaliczkę, tym razem potrafiły wybrnąć z trudnej sytuacji i wygrać seta. Kluczowym momentem był potrójny blok na Neslihan Darnel, po którym był remis 23:23. Po chwili zaatakowała Katarzyna Gajgał, a bardzo mocna zagrywka Anny Werblińskiej przyniosła decydujący punkt.

Oba zespoły grały ambitnie, ale bardzo nierówno. W polskim zespole ciężar na swoje barki wzięła Joanna Kaczor, ale Polki nie ustrzegły się błędów i znów musiały gonić przeciwniczki. Kilka udanych akcji w bloku i obronie, sprawiły, że biało-czerwone ze stanu 15:18 doprowadziły do prowadzenia 20:19. W końcówce znów było sporo emocji - po dwóch błędach w ataku Neriman Ozsoy, polskie siatkarki miały piłkę setową. Werblińskiej tym razem nie udała się zagrywka, a po chwili dwie piłki dość szczęśliwie wygrały Turczynki. Trener Matlak długo kręcił głową z niedowierzaniem.

Reklama

Polki fatalnie zaczęły trzecią partię. Kłopoty ze skończeniem ataku miała i Kaczor, i Glinka-Mogentale, a trener Jerzy Matlak szukał nowych rozwiązań personalnych na boisku. Długo to jednak nie przynosiło efektów. Z pomocą przyszły... rywalki, które zaczęły popełniać masę błędów w przyjęciu i ataku. Z prowadzenia 15:7 został tylko jeden punkt (21:20), ale po chwili miały dwie piłki setowe. Po ataku Kaczor i błędzie Esry Guemus na tablicy pojawił się remis 24:24. Wreszcie polski zespół wyszedł na prowadzenie 26:25, a w pole serwisowe powędrowała Werblińska. Tym razem zawodniczka Aluprofu Bielsko-Biała zdecydowała się na taktyczną zagrywkę, która totalnie zaskoczyła turecką libero.

Wyjście z tak ciężkiej opresji podbudowało polski zespół, który przez długi czas kontrolował przebieg ostatniej partii. Przy stanie 18:12, Turczynki zaczęły odrabiać straty, zbliżając się na dwa "oczka" (21:19). Polki utrzymały nerwy na wodzy i tym samym przedłużyły swój pobyt w Japonii.