Małysz - mimo zmęczenia - chętnie pozował do zdjęć, rozdawał autografy i przybijał piątki. Skoczek opowiadał też kibicom o tym, co przeżył na skoczni w Oslo. "Trudno powiedzieć, co się stało. Jakiś wpływ miał na to wiatr, ale kiedy już wyszedłem z progu, coś było nie tak. Strasznie lewa narta podeszła mi wysoko. Aż mi ją wykręciło. Cieszę się, że nie upadłem, bo mogło się to bardzo brzydko skończyć. Jeśliby mi porwało nartę tak jak Jankowi Mazochowi w Zakopanem, to byłaby kaplica" - mówił Małysz.
Fani klepali Małysza po plecach i życzyli mu szczęścia w ostatnich trzech konkursach Pucharu Świata. W Planicy Polak będzie próbował wyprzedzić Norwega Andersa Jacobsena i zdobyć "Kryształową Kulę". Jednak to dopiero czeka go za cztery dni. Na razie Adam pojechał do rodzinnej miejscowości. W Wiśle czekała na niego żona.
Adam Małysz już jest w domu. Wczoraj wieczorem szczęśliwie wylądował w Warszawie. To lądowanie było o wiele spokojniejsze od tego podczas niedzielnego konkursu w Oslo, gdzie Polak - dzięki wielkim umiejętnościom - uniknął tragicznego upadku. Na lotnisku Okęcie na naszego mistrza czekali wierni kibice. Fani witali go jak króla.
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama