"Nie miałem na nic czasu. Po przyjeździe do wioski musiałem się szybko wykąpać i jechać na dekorację. Gdy wyszedłem z łazienki w pokoju był trener. Ze znanym sobie spokojem spojrzał na zegarek i powiedział: Za dziesięć minut na dole. Rozgrzewka w siatkówkę i idziemy na siłownię. Popatrzyłem na niego zdziwiony i odparłem, że za pół godziny mam dekorację. Na co on: +A trening?+ Na szczęście dał mi wolne" - opowiadał śmiejąc się Adam Małysz.

Reklama

Nasz wspaniały skoczek narciarski poświęcił swojemu trenerowi więcej czasu w rozmowie z dziennikarzami. "Hannu potrafi też dosolić. Ale nie mam słów do tego człowieka. To wybitny szkoleniowiec. Aż się nie chce wierzyć, że pochodzi z Finlandii. W Polsce złapał humoru. Finowie rzadko żartują, nie uśmiechają się. On nigdy nie był sztywniakiem, ale zachowywał dystans" - relacjonował zdobywca czterech krążków olimpijskich, w tym dwóch srebrnych w Vancouver.

Na pytanie, czy Polak jest w tym sezonie jeszcze w stanie wygrać choć jedne zawody Pucharu Świata, Fin odparł: "Tylko jedne?". Adam Małysz tylko się uśmiechnął.

"On jest niesamowicie optymistycznym człowiekiem. Tak samo było po mistrzostwach świata w Sapporo, gdy sięgnąłem po złoto na skoczni normalnej. Powiedział mi wówczas, że teraz walczymy o Puchar Świata i się udało" - wspominał.

Lepistoe umowę z Polskim Związkiem Narciarskim ma podpisaną do końca sezonu. Co zatem dalej? "Nie zastanawiałem się nad tym. Będę chciał, by prowadził mnie jeszcze przez ten rok do mistrzostw świata w Oslo. Nie chciałbym, by zmieniła się moja ekipa. Praca z nią przynosi sukcesy" - powiedział Adam Małysz.

Reklama

Polskiego skoczka udekorowała srebrnym medalem w Whistler Irena Szewińska. Na najwyższym stopniu podium stanął, podobnie jak tydzień wcześniej, Szwajcar Simon Ammann, a na najniższym Austriak Gregor Schlierenzauer.