Zgodnie z zapowiedziami warunki podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii były zmienne. Czasem na jezdni zaczynał się już tworzyć suchy ślad, ale po chwili opady znowu się nasilały. W ciężkich warunkach wyścig zamienił się w prawdziwy festiwal piruetów oraz błędów taktycznych.
Szykując bolid Kubicy, inżynierowie poszukiwali kompromisu pomiędzy ustawieniami na suchy i mokry tor. Samochód Polaka był więc przygotowany do jazdy w deszczu, ale nie nazbyt głębokiej wodzie, dlatego przy wzmożonych opadach jazda zamieniała się w walkę o przetrwanie. Tym razem Robert przegrał i w końcu także on po raz pierwszy w tym roku popełnił błąd. Na szczęście mylili się także jego najwięksi przeciwnicy i teraz Kubica - choć spadł na czwarte miejsce w tabeli kierowców - do wszystkich trzech rywali z przodu traci zaledwie dwa punkty.
Na starcie i pierwszym okrążeniu nasz zawodnik awansował z 10. na 8. miejsce, ale potem przez 18 kółek tracił czas za plecami Jarno Trullego. W końcu udało mu się pokonać Włocha i na wolnym torze Robert mógł przyspieszyć. Przed jego drugim pit stopem ponownie rozpadał się deszcz - w bardzo dogodnym momencie.
Zjechawszy na tankowanie, Polak założył świeży komplet pośrednich opon i po wyjeździe jego bolid prowadził się bardzo dobrze. Środkowy etap Grand Prix Wielkiej Brytanii był prawdziwym popisem Roberta, który chwilami był najszybszy i nadrabiał pozycje. W końcu przebił się na trzecie miejsce i wydawało się, że dojedzie do mety na podium.
Niestety deszcz nasilił się jeszcze bardziej, więc obaj zawodnicy BMW Sauber zjechali ponownie na pit stop. Polak stał na pasie serwisowym trochę dłużej, ponieważ mechanicy mieli problemy ze zmianą tylnego koła. Dlatego powrócił do stawki na siódmym miejscu i znów spadł za Heikkiego Kovalainena, którego wcześniej już zdołał wyprzedzić. Walcząc z Finem, stracił kontrolę nad autem na szybkiej prostej. Nastąpiło zjawisko tak zwanego aquaplanningu (opony ślizgają się na tafli wody, nie dotykając asfaltu) - samochód zaczął się obracać i nieuszkodzony utknął na środku pułapki żwirowej. Z tego miejsca - którego zadaniem jest spowolnienie bolidu - wyjechać się już nie dało.
Na tym etapie wyścigu problemy mieli wszyscy kierowcy. Nawet zwycięzca Hamilton przez chwilę znalazł się poza torem, ale poza tym jednym momentem Brytyjczyk wykonał doskonałą robotę. "Marzyłem, aby wygrać pierwszy wyścig sezonu, Grand Prix Monako oraz moją domową Grand Prix Wielkiej Brytanii" - mówił kilka dni temu Lewis. Wczoraj wykonał plan, a miejscowi kibice - przemoknięci do suchej nitki - w szale radości wiwatowali na cześć swojego kierowcy.
Doskonale spisał się także Nick Heidfeld. Niemiec nie popełnił żadnego błędu, a kiedy deszcz się wzmagał, był w stanie atakować. Po drodze wykonał kilka spektakularnych manewrów i między innymi wyprzedził za jednym zamachem Kimiego Räikkönena oraz Kovalainena. "Szybki Nick" był drugi na mecie.
Na czoło rankingu powrócił Hamilton przez Massą i Räikkönenem. Wszyscy trzej mają na koncie 48 punktów, a Robert tylko o dwa mniej.
Jeśli w niedzielę spadnie deszcz, wyścig będzie loterią - mówił po sobotniej czasówce Robert Kubica. Niestety wczoraj Polak wyciągnął zły los. Mógł dojechać do mety na trzeciej pozycji i odzyskać prowadzenie w rankingu kierowców, ale na czterdziestym okrążeniu, na mokrym torze stracił kontrolę nad bolidem i wypadł na grząskie pobocze. Triumfował Lewis Hamilton, który na Silverstone nie miał sobie równych - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama