W niedzielę zdobyliśmy w Lesznie Drużynowy PŚ. Znalazł pan już czas, żeby świętować sukces?
Marek Cieślak: A gdzie tam! Od razu po zawodach pojechałem do domu. Tym bardziej że moja szkocka terierka Landryna wygrała w niedzielę wystawę, zdobyła tytuł czempiona.
Początek zawodów w Lesznie nie układał się po naszej myśli. Pojawiły się jakieś chwile zwątpienia?
Humor się psuł, zwłaszcza w momentach, kiedy Australia i Szwecja uciekały, ale wierzyłem, że końcówka będzie nasza. Pomógł nam deszcz. Po deszczu lepiej się jedzie po wewnętrznej. Mieliśmy cztery pierwsze pola na sześć startów. Czwarte pole w ogóle potem nie jechało. Zresztą ja się w ogóle nie załamuję. Podchodzę do wszystkiego z optymizmem.
Tomasz Gollob mówił po zawodach, że w trakcie tej długiej przerwy robił pan wszystko, aby ich zmotywować.
Mieliśmy pięć punktów straty. Zostało już niewiele biegów do końca. W takich chwilach każdy doświadczony zawodnik wie, że musi dać z siebie wszystko. Pokazywałem im, jak jadą nasi rywale, że mają gorszy tor. Najpierw trzy punkty przywiózł Krzysiek Kasprzak, potem jeden Adrian Miedziński. Później jechaliśmy już taktycznie.
Końcówka to już popisowa jazda naszych żużlowców. Wszystko poszło zgodnie z planem?
W 22. biegu Krzysiek miał przepuścić Jasona Crumpa, żebyśmy mogli skorzystać z dżokera. Potem niestety Jarek Hampel się trochę zagapił, dał się minąć Lindbaeckowi i przywiózł tylko cztery punkty. A tak to już po tym 23. biegu mielibyśmy w zasadzie dwa punkty przewagi. Szybko odrobiliśmy stratę. W ostatnim biegu Tomek pożyczył motocykl od Krzyśka i zdobyliśmy mistrzostwo. W sporcie jest tak, że jakaś mała rzecz potrafi zaważyć na tym, że z pesymizmu przechodzi się w optymizm. I wtedy wszyscy są na fali, dostają skrzydeł. A jak nie idzie, to jest ciężko. Ta długa przerwa dała nam czas na ochłonięcie.
Kogo by pan wyróżnił?
Najlepszy w naszej drużynie był Jarek Hampel. Jechał najlepiej i przywiózł najwięcej punktów. Jemu najbardziej zawdzięczamy to, że zdobyliśmy tytuł.
A nie panu? Kapitan naszej drużyny bardzo pana chwalił?
Po zakończeniu zawodów Tomek był w euforii. Byliśmy na trzecim miejscu, a w ciągu kwadransa staliśmy się mistrzami świata. Każdemu z nas się w głowie zakręciło. Ja się bardzo cieszę, że on tak mówi, ale to wszystko prawdą nie jest. Bo ja nie jestem taki ideał. W takich chwilach się mówi same dobrze rzeczy.
Po zawodach żużlowcy całowali pana w czoło. To tradycja?
A jak! Tylko że przedtem całowali mnie przed zawodami. To taki piłkarski zwyczaj – jak Francuzi chcieli wygrać mundial, to całowali bramkarza w czoło. Dlatego powiedziałem im: „Chcecie wygrać, to macie całować mnie w czoło, i koniec” (śmiech).