Przede wszystkim Gołota nie chce, by jego karierę zakończyła porażka z Lamonem Brewsterem. 21 maja 2005 r. to najwstydliwsza data w sportowym życiorysie Polaka. Takiego upokorzenia nie przeżył nawet w walce z Mike'em Tysonem. Brewster był mistrzem świata w wadze ciężkiej federacji WBO. Pięściarzem, co najwyżej, przeciętnym. Jednak trzykrotnie posłał Polaka na deski w zaledwie 53 s. Za każdym razem potężnym lewym sierpowym. To była kompromitacja.

Gołota nie chciał tej walki. Mistrzostwo WBO uważał za mało prestiżowe. Kiedy promotor Don King zaoferował mu ten pojedynek, długo się wahał. Chciał rewanżu z Johnem Ruziem i pasa WBA. "Różnica między mistrzostwem WBA, a WBO jest jak stąd do ksieżyca" - mówił Gołota DZIENNIKOWI. "Na drugi dzień po porażce z Brewsterem odechciało mi się żyć" - wspominał.

Bokser miał dość. Zmienił nawet numer telefonu. "Przegrana w boksie boli podwójnie" - mówił kilka miesięcy po walce. "Bo boli ciało, ale jeszcze gorsze jest to, co dzieje się z duszą. Najtrudniej poradzić sobie z własnymi myślami" - tłumaczył.

Jesienią ub. roku Gołota pytany o Brewstera mówił: "Oglądałem tę walkę na wideo. Jak mi się oglądało taką porażkę? Szybko" - zażartował. Wówczas w Szwajcarii był na nartach. Wtedy powiedział nam, dlaczego nie zrezygnuje z boksu. "25 lat kariery zakończyć w taki sposób... Bajer, co" - mówił z ironią.

Do ringu 39-letni Gołota ma wrócić 26 maja w katowickim Spodku. Będzie to jego trzeci zawodowy pojedynek w Polsce. Dostanie za niego śmieszną, jak na boksera tej klasy gażę - 50 tys. dolarów. Ale Andrzej nie walczy już dla pieniędzy. Jest bogatym człowiekiem. W ringu zarobił miliony dolarów, które pomnożył inwestując w nieruchomości. Mógłby już żyć spokojnie i dostatnio, ale on woli narażać zdrowie.

"Gołota się nudzi, jemu najwyraźniej brakuje boksu" - twierdzi Jerzy Kulej, dwukrotny mistrz olimpijski w boksie. "Obserwowałem Andrzeja podczas przygotowań do ostatniej walki Tomasza Adamka. Pomagał, chciał się czuć potrzebny. On cały czas żyje boksem. I trudno się dziwić, skoro nigdy nie robił nic innego, nic go nie interesuje. Kiedyś go zapytano, jaką książkę ostatnio czytał. Andrzej zignorował to pytanie" - wspomina Kulej.

Były mistrz świata w wadze półciężkiej Dariusz Michalczewski nie rozumie, po co Gołota wraca do boksu. "Nie wiem po co to robi, bo przecież nie dla pieniędzy" - mówi Michalczewski. "Jeżeli chce zatrzeć złe wrażenie po walce z Brewsterem, to go rozumiem. Z tym, że musi walczyć z kimś słabym. Z bokserami z czołówki nie ma teraz szans. W jego wieku nie uzyska się już wielkiej formy" - dodaje.

Forma Gołoty jest wielką niewiadomą. Już podczas trzech poprzednich walk miał ogromne problemy z lewym barkiem. Mimo to w pojedynku z Chrisem Byrdem był w świetnej formie, ale sędziowie wypunktowali remis. Amerykanin był po walce wykończony, kilkadziesiąt minut leżał półprzytomny na podłodze w szatni. Siedem miesięcy poźniej Gołota stoczył dobry pojedynek z Johnem Ruizem. Cztery razy posyłał rywala na deski, ale sędziowie uznali, że to Amerykanin wygrał. Ta była ostatnia dobra walka w wykonaniu Gołoty. Co po trzech latach może zaoferować polski pięściarz. "Boks to sport dla ludzi młodych. Ale 39 lat, zwłaszcza w wadze ciężkiej, to nie jest dużo. Andrzej widzi, że walczą jeszcze starsi od niego, np. Evander Holyfield" - mówi Kulej.

"Gołota nie ma wielkich zaległości, cały czas jest świetnym bokserem" - mówi DZIENNIKOWI Buddy McGirth, z którym Gołota przez kilka tygodni trenował na Florydzie. "Ma umiejętności, które mogą dać mu mistrzostwo świata. Naprawdę tak uważam" - dodaje.

Mniej entuzjastycznie wypowiada się inny były trener Gołoty, Sam Colonna. "Andrew tłumaczył mi czemu chce wrócić. Wolę tego nie komentować. Ale szanuję jego decyzję" - mówi tajemniczo.

Inny z członków jego byłego teamu dodał: "Kiedy mi powiedział, że wraca do boksu, zaniemówiłem. A potem zapytałem: Coś ty k... zwariował? Dlaczego nie zajmiesz się żoną, dziećmi i wydawaniem pieniędzy?"

A może Gołota wraca po to, by po raz piąty stanąć do walki o mistrzostwo świata? Żadnej nie wygrał, ale w USA ludzie przychodzili go oglądać. Przed drugim pojedynkiem z Riddickiem Bowe'em miał otwarty trening na Times Square. Przed walką z Ruizem był główną postacią plakatu, który przez kilka dni wisiał na Madison Square Garden. Kiedy razem z Kingiem pojawił się na meczu koszykówki Knicksów, dostał owację od nowojorczyków.

Teraz nie będzie nawet główną atrakcją gali w Katowicach. Tam Krzysztof Włodarczyk zmierzy się z Amerykaninem Steve'em Cunninghamem w walce o mistrzostwo świata federacji IBF w wadze junior ciężkiej. Ale Gołota chce walczyć.

Dla Gołoty sport to ucieczka od problemów, w które sam się pakuje. Kiedy trenuje, żyje w reżimie, nie ma czasu na balowanie. A Gołota lubi się bawić i zatracić się w zabawie (o czym dowiadujemy się czasem z kroniki kryminalnej). Sport to dla niego terapia ratuje: jazda na nartach, bieganie, ćwiczenia w siłowni i gra w tenisa. Dzięki temu Andrzej wciąż wygląda jak gladiator: góra mięśni, zero tłuszczu.

Jerzy Kulej podkreśla, że ta dobra kondycja może być istotna, by Gołota nie przypłacił powrotu życiem. "Kiedy Darek Michalczewski przewrócił się po ciosie Fabrice'a Tiozzo, byłem poważnie zaniepokojny" - opowiada mistrz olimpijski. "Obawiałem się, że to może skończyć się wylewem. Powiedziałem Darkowi, żeby odszedł z boksu i cieszył się życiem. Żeby dał sobie czas na wydanie pieniędzy, które zarobił w ringu. Andrzejowi radziłbym to samo, ale wiem, że teraz mnie nie posłucha. Boks to dla niego narkotyk" - mówi.

Najbardziej zaniepokojony powrotem Gołoty jest Ziggy Rozalski. "Cały czas go pytam: Po co wracasz? Zawsze dostaję tę samą odpowiedź: Brewster, Brewster. Miałem nadzieję, że po 26 maja to się skończy. Ale wiem, że King obiecał mu walkę o mistrzostwo świata. Za Gołotą nikt nie trafi. A duet Gołota - King to już mieszanka wybuchowa" - mówi.

"Andrzej to wielki zawodnik, choć bez żadnego tytułu" - dodaje Kulej. "A ten mu się należy. Niech stoczy walkę o mistrzostwo świata jakiejś mniejszej federacji. Skoro mistrzem może być taki bokser, jak Tomasz Bonin, to Gołota nim być powinien" - kończy były bokser.































Reklama