Niesamowicie szybki Adamek pokazał Gołocie,że powinien boks nie jest już dla niego. W piłce nożnej nazwano by to meczem do jednej bramki. Adamek rzucił się na Gołotę od samego początku. Bombardował go seriami ciosów, a następnie znikał, gdy rywal próbował odpowiedzieć. Zdeprymowany Gołota próbował nadrabiać miną, prowokować. Zapomniał jednak, że nie jest już tym samym bokserem co w walkach z Riddickiem Bowem czy Coreyem Sandersem. I szybko za to zapłacił. Jeszcze w pierwszym starciu kolos po raz kolejny opuścił gardę i zaraz potem padł na deski, trafiony silnym prawym.
Szklana pułapka
Gołota pozbierał się z maty, ale był bezradny. Próbował zahaczyć Adamka potężnym uderzeniem, ale przeważnie jego pięści przecinały powietrze. Nie zadał ani jednego naprawdę silnego ciosu. Zupełnie nie potrafił wykorzystać swojej przewagi fizycznej i prawie 20 kilogramów różnicy wagi.
A „Góral” cały czas punktował. Gdy czuł, że trafił, wykazywał prawdziwy instynkt killera. Udowodnił, że nie kłamał, gdy mówił że jest gotowy na wojnę. Zresztą Gołota też był na nią gotów, nie poddawał się. Kilka razy przetrwał potworne bombardowanie, ale w piątej rundzie nie dał rady. Przyjął dwa czyste ciosy na głowę i padł po raz drugi. Znów jednak wstał. Przed walką były obawy, że będąc w kryzysowej sytuacji może zrobić coś nieobliczalnego, tak jak robił to wielokrotnie w swojej karierze. Tym razem jednak Andrew walczył fair. Odbiło natomiast jednemu z kibiców, który rzucił na ring butelką z piwem. Trafił w kamerę, szkło rozsypało się po ringu. Ludzie będący w pobliżu zaczęli krzyczeć do sędziego, żeby przerwał walkę i po chwili arbiter to właśnie zrobił. Nie po to jednak, aby uprzątnięto ring, ale aby uniknąć ciężkiego nokautu. Gołota znów dostał silny cios na głowę, po którym zatoczył się na liny. Sędzia uznał, że już ma dosyć.
Respekt i żal
– Mam duży respekt dla Andrzeja, że podjął to wyzwanie – powiedział Andrzej Gmitruk, trener Adamka. – Uważam, że zbyt szybko chciał rozstrzygnąć pojedynek na swoją korzyść, był bardzo zdecydowany w swoich atakach, a to było korzystne dla Tomasza. Stąd wzięła się frustracja Andrzeja i chęć totalnej konfrontacji, a z Adamkiem tak się nie boksuje - dodał trener zwycięzcy.
Stało się więc tak, jak przepowiadała większość ekspertów. Nie wszystkim to się podobało. Żalu do Adamka nie kryła żona Gołoty Mariola. Jeszcze w ringu, kiedy „Góral” wdrapał się na liny w narożniku Gołoty i pozdrawiał publiczność, klepnęła go i coś mu powiedziała. Potem otworzyła się przed dziennikarzami. – Jeśli to miała być walka, w której Andrzej pożegna się ze swoimi fanami to jego rywalem nie powinien być Tomek, który nie był dla niego zbyt dobrym przyjacielem. Czy uważam, że wykorzystał Andrzeja aby wypromować swoje nazwisko? Oczywiście, że tak – powiedziała.
Klęska Gołoty jest tym większa, że traktował on ten pojedynek bardzo osobiście, podczas gdy dla Adamka był to tylko kolejny krok w karierze. Czterokrotny pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej zapowiadał, że pokaże lżejszemu rywalowi, iż ta kategoria nie jest dla niego. Ale to Adamek udowodnił mu, że nie powinien już wchodzić do ringu.
Gołota po walce bardzo długo nie opuszczał szatni. – Jest załamany. Ma poczucie, że zawiódł. Myślę, że to powinna być jego ostatnia walka, ma już prawie 42 lata. Andrzej jest dla mnie jak rodzina, nie chcę, aby coś mu się stało – powiedział Sam Colonna, trener Gołoty.
W pewnym momencie do szatni boksera z Chicago wkroczyła ekipa pogotowia ratunkowego. Pojawiła się plotka, że Gołota zasłabł, była to jednak tylko standardowa procedura w przypadku walk zakończonych przed czasem. – Lekarz sprawdza oczy, puls, czy wszystko jest OK – wyjaśniła Mariola Gołota. – Nie chcę, żeby Andrzej jeszcze walczył. Ja uważałam za jego pożegnalną walkę pojedynek z Mollo, ale mąż mnie nie posłuchał – dodała.
Zwyciężyła przyszłość
W sobotę w łódzkiej Atlas Arenie przyszłość polskiego boksu wygrała z przeszłością. – Tomek udowodnił, że ze swoją dynamiką i sposobem boksowania ma duże szanse na sukcesy także w kategorii ciężkiej – nie ma wątpliwości Gmitruk.
Jednak poza zrozumiałą radością kibice odczuwali też smutek, bo ceną polskiej walki stulecia jest smutny koniec Gołoty. Najwierniejsi z jego fanów czekali na niego do 1 w nocy, bo dopiero wtedy bokser opuścił szatnię. Pożegnali go owacjami. Pobity i opuchnięty Gołota uniósł pięść w pozdrowieniu i zniknął w swojej limuzynie. – Przepraszam wszystkich kibiców, którzy przyszli na mnie, że nie wygrałem. Może boks nie jest dla mnie... Tragedia, tragedia... To jest rana na sercu – powiedział chwilę wcześniej dziennikarzom.