Gdy do końca czwartej kwarty pozostawało 3.56 min, Wizards prowadzili różnicą ośmiu punktów. Gospodarze zdołali jednak odwrócić losy meczu, a olbrzymia w tym zasługa Marca Gasola. Doprowadził do dogrywki celnym rzutem za trzy punkty, a w dodatkowych pięciu minutach jeszcze dwukrotnie trafił zza łuku.
Za krycie Gasola odpowiadał Gortat, który z niedowierzaniem kręcił głową na widok wyczynów rywala. Trudno mu się dziwić, bo Hiszpan nie słynął jako specjalista od rzutów z dystansu. W żadnym z wcześniejszych sezonów nie udało mu się trafić "za trzy" więcej niż... trzykrotnie. Najwyraźniej jednak trenował ten element lecząc w ostatnich miesiącach kontuzję.
Jak w poprzednim meczu z Atlanta Hawks, Wizards znów przydarzył się dłuższy moment całkowitej bezsilności w ataku. Trafić do kosza nie potrafili przez ponad cztery minuty dogrywki.
Gortat na parkiecie przebywał blisko 38 minut i gdyby nie końcówka Gasola, mógłby być ze swojego występu bardzo zadowolony. W strefie podkoszowej Hiszpanowi skutecznie utrudniał życie, a w ofensywie wykorzystywał swoje szanse. Trafił dwa z trzech rzutów z gry, a także wszystkie dziesięć wolnych.
Najwięcej punktów dla pokonanych zdobył John Wall - 22. 26-letni rozgrywający miał także 13 asyst.
W ekipie Grizzlies oprócz Gasola, który mecz zakończył z dorobkiem 20 punktów i 10 zbiórek, prym wiedli Mike Conley (24 punkty i 11 asyst) oraz rezerwowi weterani Zach Randolph (22 pkt) i Vince Carter (18 pkt).
Kolejny mecz Wizards rozegrają w środę. W Waszyngtonie zmierzą się z Toronto Raptors.