Piotr Żelazny: Tematem numer jeden we wszystkich mediach jest pogłoska, jakoby mecz z San Marino miał być pana ostatnim w roli selekcjonera naszej reprezentacji.
Leo Beenhakker*: I co z tego? Co mnie to obchodzi, to nie jest żadna nowa sytuacja dla mnie i ludzi w sztabie. Zwalniano mnie już przynajmniej pięć, a może i więcej razy. Nigdzie się nie wybieram i obchodzi mnie w obecnej chwili tylko San Marino.
Tym razem chyba jednak sytuacja jest poważniejsza?
Nie wydaje mi się. Nic nowego tutaj nie widzę. Zresztą jak powiedziałem, nic mnie to nie obchodzi. Niech sobie gadają. Jestem wytrzymały jak skała. Od 45 lat pracuję w tym biznesie i znam to wszystko na pamięć. Ze swojej strony mogę tylko zapewnić, że jestem w stu procentach skoncentrowany na meczu.
Atmosfera w kadrze nie może być dobra.
Zapewniam pana, że jest bardzo dobra. Nie pierwszy raz znajdujemy się jako grupa w takiej sytuacji, że musimy sobie radzić ze zmasowaną krytyką i atakami. Wciąż mamy szanse na awans. Zwróćmy uwagę na to, że na razie większość wyników w pozostałych meczach naszej grupy układa się po naszej myśli. Nie inaczej było w sobotę, kiedy Słowenia bezbramkowo zremisowała z Czechami. Nic nie jest przegrane, dlaczego więc atmosfera miałaby być zła? Mieliśmy bardzo udane sesje treningowe, wszystko idzie zgodnie z planem.
Wygłosił pan jakieś specjalne, mobilizacyjne przemówienie?
Przygotowujemy się całkowicie normalnym trybem. Nie robimy nic wyjątkowego. Normalną rzeczą jest, że mam odprawy z zawodnikami, że z nimi rozmawiam. Tym razem też tak było, chociaż być może przekaz tym razem był nieco inny niż zwykle.
A jaki?
Tego oczywiście nie powiem. To sprawa tylko między mną a zawodnikami.
Do domu wrócił Artur Boruc. Dlaczego?
Podjąłem taką decyzję ze względu na dobro drużyny. Zawsze zresztą tak postępuję. Powiedziałem Arturowi uczciwie, że nie mam zamiaru skorzystać z niego w środowym meczu i zasugerowałem, że najlepiej dla niego by było, gdyby wrócił do Glasgow. Artur zresztą całkowicie się ze mną zgodził i przyjął tę moją decyzję z pełnym zrozumieniem. Przecież on też jest człowiekiem! To, co się stało w środę w Belfaście, miało ogromny wpływ na nas wszystkich, ale na niego zdecydowanie największy. Borucowi przyda się teraz chwila wytchnienia, odcięcia się od tego całego szumu, od nagonki na niego. Pożegnaliśmy się niezwykle serdecznie i ciepło.
Co się stało z nim i innymi w Belfaście?
Nie rozmawiam o tym, co się działo w środę. Teraz to już nie ma żadnego znaczenia. Koncentrujmy się na tym, co przed nami, czyli na San Marino.
p
*Leo Beenhakker, selekcjoner polskiej reprezentacji piłki nożnej