Kadrowicze zatrzymali się w odosobnionym, położonym nieco na uboczu hotelu Leśny Dwór. Przyjechali tutaj w godzinach przedpołudniowych z Tychów. Mimo że przed bramą czekało mnóstwo kibiców i dziennikarzy, autokar nawet się nie zatrzymał, tylko od razu wjechał na zamknięty dla postronnych teren hotelu.

Reklama

Działacze z kolei na swoją bazę wybrali położony przy terenach kieleckich targów hotel Tęczowy Młyn. Straszący z daleka różową elewacją, ale w środku urządzony elegancko i gustownie. Polskę obiegła informacja, że działacze PZPN zebrali się w Kielcach głównie po to, by wreszcie odwołać selekcjonera Leo Beenhakkera. Wygląda jednak na to, że albo ludziom z zarządu ostygły głowy w trakcie podróży z Belfastu, albo doskonale się kamuflują. Kto jak kto, ale oni mają do perfekcji opracowane owijanie w bawełnę. "Na pewno nie będziemy zajmować się tematem selekcjonera przed meczem z San Marino. A program obrad mamy tak gęsty, że nie wiem, czy w ogóle się wyrobimy ze wszystkim do wieczora. No to powiedziałem już panu te trzy zdania, o które pan prosił, prawda. Więcej pan nie usłyszy" - mówił Antoni Piechniczek w drodze na salę obrad.

>>>Zarząd PZPN za zwolnieniem Beenhakkera

Prezes Grzegorz Lato nawet nie chciał zdobyć się na podobnie ogólnikowy komentarz. Przemknął tylko, zastrzegając już z odległości kilku metrów, że nie będzie się w ogóle wypowiadał.

Nawet Kazimierz Greń, który na Beenhakkera również po prostu nie może patrzeć, wypowiadał się dyplomatycznie i oględnie. "Panowie, zebraliśmy się tutaj, żeby obradować o budżecie PZPN. To są niezwykle ważne tematy. Nie ukrywam, że wszystkich interesuje, co się dzieje wokół reprezentacji. Dlatego analiza gry kadry na pewno będzie tematem jednego z następnych posiedzeń za dwa lub trzy tygodnie. Oczywiście i teraz ktoś może to zgłosić do obrad, ale nie wiadomo, czy wniosek zostanie w ogóle przyjęty".

Jeszcze kilka godzin wcześniej w rozmowie z DZIENNIKIEM Greń odgrażał się: "Jego czas minął, wyniki kadry są dalekie od oczekiwań, a pycha i butność przekraczają wszelkie granice. Nie możemy być zakładnikami i dać się szantażować. Trzeba jak najszybciej przeciąć ten wrzód. Za takie dziadostwo nie można Beenhakkerowi płacić tak wielkich pieniędzy" - mówił wyjątkowo ostro Greń.

Oficjalny ton wypowiedzi działaczy zmienił się po tym, jak na kilka godzin zamknęli się oni na posiedzeniu. Nabrali wody w usta, ponieważ nie są jeszcze gotowi na wypłatę ogromnego odszkodowania za zerwanie kontraktu z selekcjonerem.

Reklama

"Po co panowie tu w ogóle przyszli" - dziwił się rzecznik prasowy PZPN Andrzej Strejlau, który wyszedł na chwilę z sali obrad. "Zapewniam panów, że ani razu podczas obrad nie padło nawet nazwisko Beenhakker. Nikt się dziś tym nie będzie zajmował".

Jedynym konkretem, który faktycznie został ustalony, był zatem budżet. "Udało się wszystko po mojej myśli" - mówił mecenas Jacek Masiota, główny twórca budżetu. "W przyszłym roku wyniesie on 74 mln zł. Zawsze budżet układa się defensywnie i ostrożnie, nie zakładaliśmy więc wpływów za awansu do mistrzostwa świata. Nie należy w tym jednak szukać drugiego dna. A Beenhakkerem faktycznie w ogóle się nie zajmowaliśmy".

W obradach zarządu w dresie reprezentacji uczestniczył także zaproszony do sztabu szkoleniowego przez Beenhakkera Stefan Majewski. Tymczasem kilka kilometrów dalej w Leśnym Dworze panowała atmosfera maksymalnego sprężenia. Ten zresztą obrazek - maksymalnej mobilizacji przed meczem z amatorami - jest w sumie doskonałym podsumowaniem tych eliminacji.

"Naprawdę wszyscy jesteśmy maksymalnie skoncentrowani i nabuzowani. Wszyscy się wzajemnie mobilizujemy. Nawet niepotrzebna była jakaś specjalna rozmowa z trenerem, załatwiliśmy to we własnym gronie" - mówił Łukasz Załuska. Bramkarz Dundee United jednak prawdopodobnie dziś usiądzie na ławce rezerwowych, bo Łukasz Fabiański doszedł już do siebie po problemach z zatruciem pokarmowym.

"Już od kolacji po meczu w Belfaście pracujemy nad psychiką piłkarzy. Oni jednak doskonale wiedzą, co się dzieje. Mecz z San Marino urósł do rangi wydarzenia. Musimy wygrać, by na jesieni cały czas mieć o co walczyć, a nie już tylko rozgrywać towarzyskie spotkania" - mówił asystent Beenhakkera Rafał Ulatowski.

Naprawdę trudno wywnioskować też, w jakim składzie zagrają Polacy. Wydaje się jednak, że selekcjoner nie będzie eksperymentował z taktyką. "Faktycznie bardziej prawdopodobny jest wariant z jednym napastnikiem, a nie dwoma" - mówił Ulatowski.

O 9 rano przed meczem na śniadanie z piłkarzami wybiera się prezes Lato. Na zarządzie z dużej chmury spadł mały deszcz, ale temat zwolnienia Beenhakkera powróci niebawem.