Na piątek zaplanowane było spotkanie akcjonariuszy Widzewa, podczas którego Sylwester Cacek miał stać się jedynym właścicielem łódzkiego klubu. W Widzewie wrzenie jest tak wielkie, że nawet wczorajszy udział w treningu łódzkiego klubu Mirosława Szymkowiaka przeszło bez echa.

Reklama

Szymkowiak zastanawia się nad powrotem do gry w rundzie wiosennej, ale jeszcze ważniejsze wydaje się to, że jeśli nawet wróci, na boisku zabraknie obok niego piłkarzy zagranicznych, a w składzie akcjonariuszy Zbigniew Bońka - pisze DZIENNIK.

W czwartek do dymisji ma się podać najbardziej zaufany człowiek Bońka, Władysław Puchalski, który pełni funkcję prezesa zarządu. Teraz klubem będzie już samodzielnie rządził Sylwester Cacek, a najważniejszą osobą przy al. Piłsuduskiego pod nieobecność właściciela przebywającego najczęściej za granicą ma stać się Grzegorz Bakalarczyk.

Ten ostatni rozpętał we wtorek burzę swoją wypowiedzią dla "Gazecie Łódzkiej”. "Zaczynam mieć już dość tej grupy" - mówił Bakalarczyk o Oshadoganie, Ukahu, Bono i Napoleonim. "Ciągle mają jakieś fochy, domagają się gry w pierwszym składzie, a co prezentują? Co pokazał w meczu z Zagłębiem Napoleoni? Dopóki jestem w klubie, to nikt nie będzie tutaj grał za zasługi. Chcemy piłkarzy, którym będzie zależało na Widzewie. A jeśli nie, to się pożegnamy" - stwierdził.

Bakalarczyk nie krył, że zamierza się pożegnać z piłkarzami zagranicznymi. Na pewno z Oshadoganem, który pod koniec meczu z Zagłębiem krzyczał kilka razy na siedzącego na ławce trenera Marka Zuba i unikał jego zdaniem gry.

"Jeszcze się zastanawiamy, co zrobić. Nic nie jest przesądzone. Komuś zależy, żeby mącić w Widzewie. Czy pan Boniek odchodzi? Nic nie jest przesądzone" - mówił tymczasem Bakalarczyk DZIENNIKOWI, zmieniając nieco front i łagodząc wypowiedzi.

Było jednak za późno. "Nie wiem, jak członek zarządu może tak się wypowiadać bez zgody mojej, prezesa zarządu. To nie do pomyślenia. Jak może mówić o rozwiązywaniu kontraktów? Przecież prawo trzeba respektować" - powiedział zaskoczony Władysław Puchalski, który od ponad 3 lat rządzi Widzewem.

Reklama

"Ale tylko do czwartku, bo wtedy poda się najpewniej do dymisji. Od trzech miesięcy naciska na to pan Cacek i jego ludzie. Nie rozumiem, jak można tak bardzo chcieć pozbyć się człowieka, który zrobił tyle dobrego, tak poukładał wszystko organizacyjnie?" - mówi ostro Boniek.

Słynny piłkarz krytykuje Bakalarczyka: "Gdy we Włoszech Cassano pokłócił się z trenerem, prezes zszedł do szatni i zaraz obaj przepraszali się na konferencji prasowej. Potem dostali po 10 tys. euro kary od federacji. Tak to się załatwia, a nie wyciąga po dwóch dniach jakieś konflikty, jak zrobił to pan Bakalarczyk. Jego wypowiedzi to dla mnie szok. Pożary trzeba gasić, a nie rozniecać. Ale do tego potrzebna jest osobowość. Widzew jest dobrze poukładany organizacyjnie, ale w pionie sportowym nie ma silnej osobowości. Źle się dzieje. Wypowiedź pana Bakalarczyka, że rozwiąże kontrakty z Włochami, go dyskredytuje. Dlatego zastanawiam się, czy zgodnie z ustaleniami sprzedać w piątek swoje 12 procent udziałów. Tak byliśmy umówieni, ale wcześniej też inaczej się umawialiśmy" - tłumaczy "Zibi".

Gdy latem Sylwester Cacek przejął 76 procent udziałów w widzewskiej spółce akcyjnej, ogłosił na konferencji, że za sprawy sportowe odpowiadać będzie Boniek. "Miało być miło i sympatycznie, chciałem pomóc" - twierdzi były reprezentant Polski. "No i było, ale tylko na konferencji i pięć minut po niej. Potem nie miałem już na nic wpływu, nawet na zmiany trenerów. Zaczął się festiwal Bakalarczyka. Gdy odejdzie Puchalski, będzie jeszcze gorzej" - tłumaczy.

Krążą słuchy, że Boniek jest zniechęcony do polskiej piłki, ale on ma już swoje ewentualne dalsze plany - zamierza pomóc władzom Bydgoszczy w zbudowaniu ośrodka przygotowań dla jednej z drużyn podczas Euro 2012. W tej sprawie spotyka się już z prezydentem tego miasta. Plotki mówią, że kolejnym krokiem będzie pomoc w odbudowie czwartoligowego obecnie zespołu Zawiszy.

W tej sytuacji pozytywną informacją z Widzewa jest tylko ewentualny powrót Szymkowiaka. Na razie zastanawia się on nad wznowieniem kariery i patrzy, jak jego organizm zareaguje na treningi. Jego powrót mógłby być świetnym sygnałem dla reszty ligi, że Widzew zamierza się wzmacniać, a nie osłabiać, i że nie ma realnego zagrożenia karną degradacją związaną z korupcyjnymi zarzutami dla Wojciecha Sz., jednego z trzech akcjonariuszy spółki.

Wcześniej dla zawodników zastanawiających się nad przyjęciem oferty łódzkiego klubu istotnym argumentem była obecność w Widzewie Zbigniewa Bońka. "Degradacja nam nie grozi" - mówi ostro Boniek. "Jeśli ktoś w Widzewie zawinił, kara powinna być, ale nie tak surowa. Sam klub z korupcją nie ma nic wspólnego" - ostrzega.