Mówił pan, że zgrupowanie w Donaueschingen było jednym z najlepszych w pana karierze. A przecież często pan podkreśla, że działa w tej branży już 40 lat. Co spowodowało, że akurat to było wyjątkowe?

Na to, że zgrupowanie w Niemczech było bardzo udane, złożyło się mnóstwo czynników. Mieliśmy świetny hotel, z naprawdę doskonałą obsługą. Wiedzieli, jak należy obchodzić się z piłkarzami. Umieli sprawić, że grupa 40-tu osób zamknięta na małej przestrzeni nie miała do nikogo pretensji, zawodnicy nie skakali sobie do oczu, a każde ich życzenie było natychmiast spełniane. Do tego warunki do treningów były znakomite.

Reklama

Jak daleko można się posunąć w egzaltacji? Stwierdzenie, że były to najlepsze chwile pana życia będzie chyba przesadą?

Spokojnie, najlepsze chwile życia spędziłem na Trynidadzie i Tobago. Wszyscy wiedzą o co chodzi, przecież to jest raj na ziemi. Codziennie rano budziłem się tam przy muzyce Boba Marleya. Tego nie da się porównać z niczym. Tutaj czasem budzę się jednak z bólem głowy.

Liczy pan na to, że zgrupowanie w Bad Waltersdorf będzie jeszcze lepsze od tego w Donaueschinegen?

Mam taką nadzieję. Wszyscy na pewno będziemy ciężko pracować, żeby właśnie tak było.

Jak pan ocenia formę drużyny na kilka dni przed meczem z Niemcami?

Reklama

Dobrze, nawet bardzo dobrze. A z każdym dniem będzie jeszcze lepiej. Na tym polega zgrupowanie - codziennie mamy wykonywać krok do przodu. Apogeum nastąpi w niedzielę, kiedy zagramy z Niemcami. Wtedy wszystko musi być perfekcyjnie. Wcale nie byłoby to dobrym znakiem, gdyby piłkarze już teraz prezentowali najwyższą formę i w stu procentach byli przygotowani do pierwszego meczu turnieju. Na to jest troszkę za wcześnie. Ale spokojnie - dojdziemy i do tego.

Co jeszcze chce pan zrobić z drużyną?

O, bardzo dużo rzeczy! Musimy popracować nad organizacją gry. Mam już wyklarowaną podstawową jedenastkę w głowie, ale teraz czas, by piłkarze pokazali, że zasłużyli na miejsce w składzie. Czas, by utwierdzili mnie w przekonaniu, że słusznie wybrałem. Po niedzielnym meczu z Danią widzę też, że czeka nas sporo pracy nad grą w pomocy i w ataku. Nad kreowaniem sytuacji. To mogę powiedzieć z całą pewnością. I pracujemy nad tym.

A jak kontuzjowani piłkarze?

Nie mam kontuzjowanych zawodników. Ani jednego. Wszystko potoczyło się tak, jak planowałem. Wojciech Łobodziński zgodnie z zapowiedzią zagrał już w niedzielnym spotkaniu przeciwko Danii w Chorzowie, natomiast Kuba Błaszczykowski i Michał Żewłakow dzisiaj trenowali już z pełnym obciążeniem, razem z resztą grupy.

Dobrze wykonuje pan swoje zadanie?

Mówiłem o tym wiele razy - moje zadanie polega na jak najlepszym przygotowaniu piłkarzy do walki w turnieju. Rozpracowuję Niemców, tak jak i inne drużyny, a potem przekazuję piłkarzom moje uwagi. Reszta będzie zależeć od nich.

Pojawiła się już presja?

Oczywiście, że tak. Bez presji nie można być piłkarzem, nie można funkcjonować w tym zawodzie. Presja to jest to, co nas tutaj wszystkich motywuje i napędza. Ale ja mówię o ciśnieniu w pozytywnym znaczeniu. To coś, co pozwala nam lepiej się skoncentrować na czekającym nas zadaniu, co powoduje, że wszyscy się jednoczymy. Nie mówię o negatywnym aspekcie presji, o nerwach.

A ja pytam właśnie o zdenerwowanie wśród piłkarzy.

Nerwówki nie ma i jestem pewien, że jej nie będzie. Dlaczego mielibyśmy się niepokoić? Przecież wszyscy ciężko pracowaliśmy właśnie po to, by się tutaj znaleźć. Po to, by się zmierzyć z wyzwaniem. Nie widzę powodów, by teraz miały nas zżerać nerwy.

To może hasło, które wymalowane jest na boku autobusu reprezentacji Polski "Liczy się sport i dobra zabawa" jest odpowiednie?

Proszę pana, przecież ja nie mówię po polsku. Skąd ja mam wiedzieć, co tam jest napisane.

Ale przecież pod spodem jest wersja angielskojęzyczna.

Tak? Nie zauważyłem (Beenhakker puszcza oko).