"Jeśli minister Drzewiecki wytrwa w stanowczości, to ma moje poparcie" - otwarcie mówi szef rządu.
Minister sportu rozmawiał z zawieszonymi władzami PZPN przez dwa dni. Obie strony ustaliły, że związek dostanie dwa tygodnie na to, by naprawić nieprawidłowości, przez które został wprowadzony kurator. Kiedy Drzewiecki przekazał premierowi Tuskowi to, co zostało ustalone, szef rządu powiedział, że nie ma mowy o żadnym porozumieniu, dopóki FIFA nie wycofa się z szantażu - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza". Działaczy FIFA do zaprzestania gróźb ma skłonić PZPN.
Wygląda na to, że rząd jest gotowy na starcie z FIFA. "Jeśli potrzebne jest twarde stanowisko, to czasami musi to kosztować. Co nam po eliminacjach, które będziemy przegrywali, po klubach, które będą masowo odpadały, co nam po piłce, gdzie strach wejść na trybuny? Tak nie może być, dlatego uważam, że lepiej podjąć twarde i radykalne decyzje w tej kwestii, bo inaczej będziemy w półmroku, udając zadowolonych. Czasami Lech pokona Austrię Wiedeń albo wejdziemy do finałów mistrzostw Europy" - powiedział Tusk podczas wywiadu w Sejmie.
W związku nadal jest więc kurator, który ma teraz przedstawić harmonogram prac naprawczych i podać nowy termin wyborów. Na razie nie zrobił tego, bo - jak twierdzi - przeszkadzali mu w tym działacze PZPN.
Rząd nie będzie za wszelką cenę dążył do porozumienia z zawieszonymi władzami PZPN. Nie musi. Zielone światło do tego, by sprawę rozwiązać raz a dobrze, daje Donald Tusk. "Dość tego bałaganu, trzeba zaryzykować" - mówi. Rozmów nie będzie, dopóki FIFA nie przestanie szantażować Polskę wykluczeniem z mundialu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama