Małysz z Japonii do Warszawy leciał 26 godzin. Na Okęciu był przed północą. "W samolocie spałem tylko godzinę, nic też prawie nie jadłem, wszystko było niesmaczne" - zwierzał się zaraz po wylądowaniu w kraju. Mimo zmęczenia, wręcz tryskał humorem. "Pierwszy raz po zawodach miałem badania krwi, ale jakoś je przeżyłem" - dodał ze śmiechem Małysz.
Długo odpowiadał na pytania i rozdawał autografy kibicom w hali przylotów na Okęciu. Zaraz potem mocno przytulił żonę. To Iza prowadziła samochód w drodze do Wisły. W domu byli o 3.45 w nocy. Na dziewiątą rano planowano oficjalne powitanie mistrza, ale burmistrz Wisły okazał się wyrozumiały i nie kazał wstawać Adamowi tak wcześnie rano. "Myśleliśmy o tym, by godnie powitać naszego mistrza świata, ale wrócił nad ranem i musi się wyspać. Za chwilę wyjeżdża na kolejne konkursy Pucharu Świata. Niech odpocznie. A my przygotujemy mu wspaniałą fetę w późniejszym terminie. Teraz, za pośrednictwem "Faktu", chciałbym mu podziękować w imieniu wszystkich mieszkańców Wisły za to, co zrobił w Sapporo. I trzymamy kciuki, by wywalczył jeszcze Puchar Świata" - powiedział burmistrz Andrzej Molin.
Adam wypoczął u boku żony, ale krótko będzie cieszyć się pobytem w domu. Już w czwartek leci do Finlandii na kolejne zawody Pucharu Świata. Cel jest jeden - dogonić Andersa Jacobsena i wywalczyć Kryształową Kulę. Do Norwega traci 234 punkty, a do końca sezonu zostało siedem konkursów indywidualnych.
"Jest szansa na Puchar Świata. Bardzo w to wierzę, że go zdobędę. Będę walczyć do końca i niech rywale się martwią, bo to oni są pod presją" - uśmiecha się na myśl o czekającej go rywalizacji Małysz.