Pan to potrafi wypłynąć. Rok temu firmy bukmacherskie były skłonne przyjmować zakłady, kiedy trafi pan za kratki. Tymczasem rządzi pan w PZPN dalej i nic nie wskazuje na to, że zrezygnuje pan z kandydowania na następną kadencję...
W życiu trzeba być konsekwentnym, odpornym i jednocześnie wrażliwym. Ja taki jestem. Nigdy się na nikogo nie obrażam, potrafię wybaczać. Może pan zapytać morderców mojej mamy, którzy siedzą w więzieniu. Przez lata uodporniłem się. Szkoda czasu na pielęgnowanie nienawiści.

Reklama

Mówią na pana beton...
Nieprawda, mój najnowszy pseudonim to Teflon, brzmi znacznie lepiej.

Chodzi o to, że pan jest przybetonowany do stołka. Nieusuwalny. Za nic nie zrezygnuje pan z bycia prezesem PZPN.
Chcę zrezygnować, ale wtedy, kiedy sam o tym zdecyduję. A nie wyrzucany na siłę, z zarzutami, które są stekiem bzdur. W PZPN przeprowadzono wszystkie możliwe kontrole i żadnych poważnych nieprawidłowości nie stwierdzono. Nawet ABW szukało dowodów na nielegalny handel biletami. No i co? Wszystkie sprawy umorzono. Atak na mnie to była doraźna polityczna akcja. Tym bardziej niesprawiedliwa, że przecież państwo tak naprawdę nie daje żadnych środków na działalność niezależnego związku. Ingerencja władz w związki sportowe zdarza się tylko w krajach postkomunistycznych. Jestem dumny, że obroniliśmy niezależne stowarzyszenie przed politycznymi atakami.

Trudno było nie zgodzić się z rządem, który chciał walczyć z korupcją w polskiej piłce. Po tym, co przez ostatnie kilkanaście miesięcy wyszło na jaw, nie powie pan już chyba, że chodzi o jedną czarną owcę.
Walka z korupcją jest obowiązkiem. Tyle że od tego jest prokuratura i sądy. Nie można mnie obarczać odpowiedzialnością za to, że ktoś gdzieś kupił jakiś mecz.

Ale pan jest zakładnikiem układu, tzw. leśnych dziadków.
Tych, którzy krzywdząco nazywają nas ciemnogrodem i leśnymi dziadkami, zapraszam na pojedynek. Jestem w stanie stanąć w szranki w dziedzinie, literatury, filmu, teatru, muzyki. Proszę bardzo, mówię serio. Z kulturą jestem na bieżąco. Przeczytałem właśnie „Księgę ziół” Sandora Marai, "Od słowa do słowa" Kopalińskiego, wybieram się na spektakl "Żar" do Teatru Narodowego z Zapasiewiczem, Gogolewskim i Szaflarską. To tak, jakby w jednym meczu zobaczyć Zidane’a, Ronaldinho i Brigide Prince. Z każdego wyjazdu przywożę mnóstwo blusowych płyt BB Kinga, Johna Mayalla i innych. Bardzo przeżyłem śmierć mojego idola Tadeusza Nalepy. My w PZPN naprawdę nie jesteśmy intelektualnie ograniczeni. Nazywanie nas leśnymi dziadkami jest krzywdzące.

Aby skupić się na czytaniu książek czy chodzeniu do teatru, trzeba mieć wewnętrzny spokój...
A czym mam się przejmować? Że kibice w Belgradzie krzyczeli Listkiewicz to k...? Trochę mam za to pretensje do mediów, które na mnie tylko plują. Piszecie, że Euro 2012 załatwił Surkis, 2008 Beenhakker. Wszyscy, tylko nie Listkiewicz. Ja jestem wyłącznie do kopania.

Niekoniecznie, poprzednia minister sportu Elżbieta Jakubiak przyznała, że rząd wycofał się z walki z PZPN, widząc, jak mocnym pan jest człowiekiem w strukturach UEFA.
Pamiętam ten wywiad w DZIENNIKU. Pani Jakubiak jeszcze dodała, że ministerstwo, mając do dyspozycji 140 pracowników, nie było w stanie wygrać batalii z wielotysięczną armią ludzi z PZPN. To było bardzo śmieszne. Pani minister powinna wiedzieć, że w PZPN pracują 42 osoby. A zatem siły były 140 do 42. Natomiast co do mojej pozycji w Europie to prawda. Przez lata sobie na nią zapracowałem. Byłem na każde zawołanie, zawsze lojalny, pomagałem w różnych sprawach sędziowskich, koordynowałem organizacją podczas mistrzostw świata itp. Z tego płyną korzyści dla całego polskiego futbolu. Przypomnę nieskromnie, że za mojej kadencji dwa razy awansowaliśmy do finałów mistrzostw świata, raz do mistrzostw Europy i jeszcze przyznano nam organizację Euro 2012. Kilka dobrych decyzji podjąłem. Miałem nosa do zatrudniania selekcjonerów. Uważam, że w decydującym zwycięstwie nad Belgią też miałem. Zaryzykowałem i przedłużyłem kontrakt z Beenhakkerem. Dzięki temu nikt nie musiał zaprzątać sobie głowy innymi sprawami poza grą.

Reklama

Serbowie podejrzewają, że Belgowie nam się podłożyli. Ten pierwszy gol po zagraniu belgijskiego obrońcy miałby o tym świadczyć.
Bzdura, Serbowie powinni zająć się swoimi problemami. Ten facet, który zagrał do Smolarka, kilka minut wcześniej strzelił przecież tak, że gdyby nie cudowna interwencja Boruca, to stracilibyśmy gola.

Dzień po aresztowaniu ministra Tomasza Lipca po PZPN wśród szczęśliwych działaczy krążył dowcip: "Jak to nie walczyliśmy z korupcją, przecież walczyliśmy z Lipcem"...
Ja go nie opowiadałem. Uważam, że był słabym ministrem, ale złego słowa na niego nie powiem. Spotkała go osobista tragedia. A czyjeś nieszczęście nie może być powodem do jakiejkolwiek satysfakcji.

Nie jest pan w stanie załagodzić konfliktu polskich trenerów z Leo Beenhakkerem. Dlaczego? Najbardziej dziwi mnie fakt, że nawet w tej sytuacji, kiedy awansowaliśmy pierwszy raz w historii do finałów mistrzostw Europy, są tacy, którzy kontestują ten sukces. Twierdzą, że mieliśmy słabą grupę itd. A przecież nawet laik przyzna, że Beenhakker zmienił ten zespół mentalnie. Generalnie nie ma już takiego problemu jak po porażce z Finlandią. Nawet z Wojciechem Łazarkiem, który nie był przychylny Holendrowi, dali sobie z dubeltówki i zrobili niedźwiedzia. Wojtek zaczął mówić do Beenhakkera pieszczotliwie per Leoś.

Co z biletami na Euro? Podobno normalni kibice praktycznie nie będą mieli szansy zobaczyć na żywo Polaków. Wejściówki zostaną rozprowadzone wśród sposorów i wielkich firm.
Kolejna bzdura. Przecież UEFA nie ogłosiła nawet zasad, w jaki bilety będą rozprowadzane. Ma to zostać ogłoszone dopiero za jakiś czas. Zapewniam, że zasady będą przejrzyste i sprawiedliwe, a PZPN rozliczy się z każdego biletu co do sztuki. Problemem może być tylko miejsce rozgrywania spotkań. Lepiej np. grać w Bazylei niż w Zurychu, gdzie jest znacznie mniejszy stadion. Biletów będzie brakować, bo stadiony w Austrii i Szwajcarii są znacznie mniejsze niż choćby te podczas ostatnich mistrzostw świata w Niemczech.

To prawda, że Beenhakker chce zamieszkać w Polsce na stałe?
Poprosił mnie o znalezienie jakiegoś mieszkania zamiast pokoju w hotelu. Nie dziwię się, w hotelu człowiek kapcanieje.

Niech pan wreszcie przyzna: Nie zamierza pan rezygnować z kandydowania na następną kadencję. Mimo wcześniejszych deklaracji.
Kiedy mówiłem, że nie będę kandydować, byłem rozbity psychicznie, zaszczuty, sponiewierany. Teraz sytuacja jest inna. Dostaliśmy ogranizację mistrzostw Europy. Nie odpuszczę tego. Przyczyniłem się poczęcia i chcę być przy narodzinach. Jako prezes lub w jakiejś innej roli.