To efekt batalii o równouprawnienie finansowe, która toczyła się od wielu lat pomiędzy władzami kobiecego tenisa a organizatorami wielkich, najsławniejszych turniejów. Jako pierwsi na jednolite zarobki zdecydowali się szefowie US Open. Było to trzydzieści lat temu. Później - dokładnie sześć lat temu - dołączyło do nich kierownictwo Australian Open, a rok temu federacja zarządzająca zawodami Roland Garros.
Dbający o tradycję Anglicy długo opierali się przed wprowadzeniem tej zmiany w Wimbledonie, najstarszym i najbardziej prestiżowym turnieju tenisowym na świecie. Ale ulegli. "Tenis jest jedną z tych dyscyplin sportu, w których kobiety i mężczyźni rywalizują w tych samych imprezach w tym samym czasie" - powiedział prezes londyńskiego klubu All England Club, Tim Phillips, organizującego Wimbledon. "Mamy nadzieję, że decyzja, którą podjęliśmy, będzie służyć dobru tenisa, tenisistek, ale także Wimbledonu" - dodał.
Jeszcze nie wiadomo, jaka będzie łączna pula nagród w tym roku. Przed rokiem Roger Federer za zwycięstwo otrzymał 655 tysięcy funtów (920 tys. euro), a triumfatorka rywalizacji tenisistek - Francuzka Amelie Mauresmo - 625 tys. funtów (880 tys. euro).
Pierwsze zawody na kortach Wimbledonu rozegrano w 1877 roku, ale dopiero w 1884 r. zadebiutowały kobiety. Zwyciężczyni imprezy otrzymywała początkowo srebrny koszyk na kwiaty o wartości 20 gwinei, natomiast triumfator złotą statuetkę o wartości około 30 gwinei.