Skąd się pan wziął panie De Zeeuw?

Skąd się wziąłem? Właściwie to ja zawsze byłem. Proponowałem prezesowi PZPN Michałowi Listkiewiczowi zmianę trenera reprezentacji Polski jeszcze kiedy kadrę prowadził Paweł Janas. Po mistrzostwach świata wreszcie podjął temat.

Proponował pan właśnie Beenhakkera?
Tak. Znam go od 1975 roku, kiedy był trenerem młodzieży w Feyenoordzie Rotterdam. W ogóle znam niemal wszystkich dobrych holenderskich trenerów. Byłem jednak pewny, że to właśnie Leo rozwiąże polskie problemy.

Jaki był ten największy problem?
Brak wiary. Wasza drużyna nie miała wiary w sukces. Piłkarze nie byli pewni siebie. A Beenhakker to jest facet, który potrafi z trupa zrobić optymistę.

Polecał go pan jako menedżer, przyjaciel, czy znajomy?
Znajomy z Polski. W 1972 roku przyjechałem do Polski pierwszy raz jako zawodnik. Uprawiałem łyżwiarstwo szybkie. Zobaczyłem Zakopane i związałem się z waszym krajem na dobre. Prowadziłem firmę, która importowała mrożone warzywa i owoce z Polski. Udzielałem się też w sporcie, pomagałem indywidualnie wielu zawodnikom, organizowałem zgrupowania, współpracowałem ze związkiem. Moja żona jest Polką. Musiałem nauczyć się języka polskiego.

W okolicach Kartuz nazywany jest pan królem truskawek.
Tam mam dom, tam prowadzę interesy. Ale królem już nie jestem. Kiedyś byłem. Teraz interes nie idzie już tak dobrze jak dawniej.

W Holandii nie chcą już jeść polskich truskawek?
Nie o to chodzi. Polskie truskawki są najlepsze na świecie i mówię to jako ekspert. Naturalne, dobrze wybarwione, mają wyborny smak. Zupełnie nie rozumiem dlaczego sprowadzacie truskawki z Holandii i Hiszpanii. To jakiś absurd. Polskie dziewczyny też są wyborne, lepsze od holenderskich o kilka długości. Okazuje się, że polscy piłkarze też nie są gorsi od innych. Tylko dopiero my Holendrzy musimy wam to uświadomić.

Powtarza pan słowa Beenhakkera?
Wie pan kiedy on mi pierwszy raz to powiedział? Kiedy prowadził jeszcze Trynidad i Tobago. Mówił mi, że Polska to kraj ogromnych możliwości. Że to jest dopiero drzemiący tygrys.

Skąd to wiedział?
Interesuje się tym. To jest bardzo dobrze zorientowany fachowiec. Zanim przyjmie pracę, bada możliwości.

Selekcjoner miał chwile zwątpienia w Polsce?

W zawodników nigdy nie zwątpił. Bardziej martwił się otoczką i to nie tylko on, ale cała nasza holenderska grupka. Krytyka, która na nas spłynęła, nie miała nic wspólnego z piłką. Głupie sprawy. Dowiedzieliśmy się jednak skąd ona się wzięła. Zbadaliśmy źródło i się uspokoiliśmy.

Chce pan powiedzieć, że media były inspirowane przez polskich trenerów, którym nie w smak była holenderska inwazja?
Nic więcej na ten temat. Nie chcę pogłębiać problemów.

Mógł się pan chyba spodziewać problemów. Przecież to nie jest normalne, że menedżer piłkarzy staje się najbliższym współpracownikiem selekcjonera i jeszcze do kadry trafia jego zawodnik.
Wiem, że zawsze może być jakieś ale. Zapewniam jednak, że moje interesy są gdzie indziej. Nie robię interesów w kadrze. Pomagam polskiej drużynie. I jak będziecie chcieli, to będę to robił do końca życia.

Za darmo?
Być może.

No nie, wolontariusz?

A może mam dżentelmeńska umowę z prezesem, że dostanę coś jak dobrze pójdzie?

Siedzi pan na ławce reprezentacji, w dresie z napisem Polska. Musi mieć pan jakąś funkcję.
Jestem od tego, żeby Leo czuł się dobrze – doradca drużyny, czy coś takiego. Wszystko jest legalne, zapewniam.

Społecznik?
Tak.

Leo też podobno nie pracuje dla pieniędzy...
Taka jest prawda. Te sumy, o których piszecie, są mocno przesadzone. Dostaje dużo, dużo mniej i nie dba o to. Owszem, ma obiecaną dobrą premię, ale w przypadku konkretnych osiągnięć.

Pomaga pan Beenhakkerowi zrozumieć polską mentalność?
Dzień w dzień uczę go Polski, pokazuję mu Polskę, karmię polskimi potrawami.

Co go zdziwiło najbardziej?
Mówił mi, że przez 40 lat swojej pracy nigdy nie spotkał się z taką krytyką ze strony prasy.

W Holandii, Hiszpanii, Anglii czy Niemczech media nie krytykują?

Pewnie, że krytykują, ale jemu chodziło o to, że jego konkretnie nikt tak wcześniej nie sponiewierał.

A coś mu się spodobało?
Bardzo wiele rzeczy. Kibice. Nie wierzył, że 20 tysiecy ludzi może pojechać na mecz do Brukseli. Sympatia z ich strony. Na ulicach od początku był bardzo dobrze odbierany. Nie syszał od zwykłych ludzi ani jednego złego słowa, nawet wtedy kiedy przegraliśmy. Polubił Polskę i Polaków. Byłem w szoku jak zasmakowały mu polskie potrawy. Bigos uwielbia, a kaszankę kazał sobie sprowadzić do Holandii.

Leo jest pamiętliwy, czy też złość mu szybko przechodzi?
Raczej pamiętliwy.

A pan? Mówi się o panu nieco złośliwie Janek od truskawek.
Nie obrażam się. Co w tym złego? Przecież ja jestem Janek od truskawek i rozsławiam polskie truskawki na cały świat. Gdyby nie ja, nikt by nie wiedział, że są takie dobre. Ci, którzy nie znają ich smaku, są biednymi ludźmi.