Polska dostała dodatkowe miejsce, ale związek zamiast pierwszej na liście rezerwowych Karasiewicz wysłał do Tokio inną zawodniczkę, a Karasiewicz w ogóle nie zgłosił do kadry.
Według dziennika "Gazeta Pomorska" to błąd władz związku, który następnie próbowano zatuszować. Władze związku zapomniały zaktualizować zgłoszenia szerokiej kadry olimpijskiej. Federacja mogła to zrobić do marca 2021 r. W efekcie Karasiewicz nie może reprezentować polski w Tokio w kolarstwie torowym. Według Mieczysława Nowickiego, wiceprezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.
Karasiewicz twierdzi, że jej udział w Igrzyskach Olimpijskich w Tokio przekreśliło zaniedbanie Polskiego Związku Kolarskiego. W rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" podkreśliła, że w terminie nie zaktualizowano szerokiego składu kadry na tę imprezę. Kolarka miała być pierwsza na liście rezerwowej, a po przyznaniu dodatkowego miejsca naszej kadrze, zamiast niej postawiono na Martę Lach.
Trener Mariusz Mazur zapytany przez zarząd wyraził się jasno. Rezerwową jest Marta Lach - mówi Radiu ZET Marek Leśniewski, Dyrektor Sportowy PZKol. Trener uznał, że warunki psychofizyczne pani Karoliny nie wystarczą na ciężką i wymagającą trasę olimpijską - dodaje.
Leśniewski podkreśla, że wszystkie procedury podczas zgłaszania zawodniczek zostały zachowane. Mamy nagrania i jesteśmy w stanie to udowodnić. Jeżeli ktoś w dalszym ciągu będzie szkalował dobre imię związku, to możemy spotkać się w sądzie - zapowiada w rozmowie z Radiem ZET Dyrektor Sportowy PZKol.
Zauważa też, że w posiedzeniu, na którym zapadały decyzje brał udział Krzysztof Karasiewicz, który jest ojcem kolarki i jednocześnie członkiem zarządu Związku. Nie rozumiem tego. Skład kadry został przyjęty większością głosów. Doszukiwanie się nieprawidłowości w tej sprawie jest nie na miejscu - dodaje.